sobota, 17 września 2016

Rozdział 24 "Czy każda prawda daje satysfakcję?"

Miss me?
BTW MAMY JUŻ 12 TYŚ WYŚWIETLEŃ AAAAA ♥♥♥
nwm dlaczego blogger usunął mi ten rozdział ugh... dawno go opublikowałam a tu bam nie ma ;-;

Bella

-Może w końcu pójdziesz do niego? Minęły cztery dni, a on czeka na odpowiedź...
Raven przez te cztery dni była podręcznikowym przykładem nędzy i rozpaczy. Nic złego nie działo się w mieście, Jinx nie odzywała się z planami piątki, a szefuńcio wyjechał we wtorek, czyli trzy dni temu, do Batmana. Tytani pod jego nieobecność zrobili sobie wolne, przez co ta dziewucha nie wyszła jeszcze z pokoju. Cały czas tylko czyta, albo medytuje, jeszcze co najwyżej wypija herbatę, którą jej robię. Jednak w ogóle nie je i wiem, że pod kapturem skrywa ślady po łzach.
-Nie umiem... -mruknęła. Opadła kończąc zadanie i zdjęła kaptur ukazując zło jakie przez ten czas sobie zrobiła.
Fioletowe sińce pod oczami, bardziej szara cera, o ile to możliwe, przekrwione oczy od ciągłego płaczu i popękane usta. Jej włosy latały w każdą możliwą stronę, zapewne nie czesała ich choć przez chwilę.
Na ziemi nadal walały się porozwalane księgi, stłuczony wazon, wiele ważnych składników leżało powywalanych na ciemnym, puchatym dywanie.
-Idziesz się umyć, raz dwa, a ja ci tu ogarnę. Potem trochę mojej magii i możesz do niego iść.
-Po pierwsze, jest 3 nad ranem. Po drugie, nienawidzisz sprzątać. -złapałam ją w ostatniej chwili zanim zdążyła znów walnąć się na łóżko i przykryć kocem smutku i cierpienia. Zaczynała mnie już poważnie wkurwiać, więc szybko uczesałam jej włosy, z szafki wybrałam ciuchy i wywaliłam ją z jej pokoju. Warknęłam niższej o około 2 cm dziewczynie, że za godzinę może wejść i zamknęłam jej drzwi przed nosem. Spojrzałam na rozwalone naczynie. Zebrałam pięknie zdobione odłamki szkła, a na podłodze znalazłam to co chciałam. Wypowiedziałam zaklęcie, wazon się naprawił i odstawiłam go na poprzednie miejsce. Zebrałam wszystkie kartki z ziemi i zaczęłam je uporządkowywać. Powkładałam je do odpowiednich ksiąg, które same zaczęły je sklejać i od razu było lepiej. Dokończyłam resztę i nim się spostrzegłam w progu rozsuwanych drzwi stanęła moja droga przyjaciółka z ręcznikiem na włosach.
-Od razu lepiej. -zacmokałam i zaprosiłam dziewczynę przed biurko. Lekko ją pomalowałam, tak by nie było widać sińców, i rozpuściłam włosy, które lekko już przeschły. Zebrałam je w wysokiego, niechlujnego koka. Wyglądała ślicznie i była gotowa. Za około 20 minut wschód słońca.
-Bestia śpi. Nie ma po co się fatygować... -warknęłam, poprawiłam kołnieżyk granatowej koszuli bez rękawów i odwróciłam ją do siebie.
-Dwie godziny wcześniej zrobiłam pobudkę zielonemu i tak samo jak tobie, pomogłam. Za 17 minut macie być razem na dachu i rozmawiać szczerze o tym, co do siebie czujecie. Garfield siedzi już pewnie na nim i stresuje się jak wilk przed pełnią. Nie pierdol mi, że on śpi.
Przytaknęła, wstała z krzesła i zabrała pelerynę, zarzucając ją na siebie wyszła z pokoju.
Co do pełni... będzie za dwa tygodnie. Do tego czasu trzeba będzie znaleźć jej jakieś spokojne miejsce w lesie. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam białą wilczycę biegającą po brzegu umazaną krwią na pysku, piersi i łapach. Bawiła się przypływami wody skacząc i chlapiąc wszędzie dookoła. Na Regnum gelu nie mamy płynącej wody. Wszystkie zbiorniki są stałe ze słodką wodą co utrudnia zwierzętom łowienie. Musimy sami robić dziury w grubym łodzie, by mogły złapać rybę. To trochę uciążliwe, zwłaszcza kiedy tworzy się on co noc od nowa.
Spojrzałam do góry na niebo i wschodzące słońce na horyzoncie. Piękna przeplatanka kolorów, która budzi życie promieniami słońca.
Wyszłam z czystego już pokoju przyjaciółki i poszłam do siebie. Weszłam szybko na lodowe drzewko i położyłam się na nim szybko zasypiając.

Raven

Głęboki wdech i wydech. Spokojnie. To nic trudnego. Moja ręka od dwóch minut wisiała nieruchomo nad klamką od drzwi na dach. Nie miałam w niej czucia, nie chciała się ruszyć, moje mięśnie zamarły w bezruchu oczekując końca, gdy będę mogła w końcu wrócić do siebie i po wybuchać kilka książek, czy mebli.
Jeszcze raz głęboki wdech i wypuszczenie ze światem powietrza ustami. Poruszyłam ręką w dół stykając się z zimnym metalem. Serce łomotało mi jak diabli, a w gardle zrobiła się wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Pociągnęłam klamkę otwierając tym samym drzwi i wpuszczając do ciemnego korytarza staruszkę światła z zewnątrz. Naciągnęłam bardziej kaptur na twarz i pchnęłam metalowe drzwi wychodząc z korytarza. Druga postać siedziała na krańcu budynku. Jasno szara bluza z kapturem, pod którym schowana była głowa chłopaka i jasne jeansy mocno poprzecierane na kolanach. Podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego spuszczając nogi za budynek.
Przez kilka minut milczeliśmy.
Ja patrzyłam się przed siebie, on wyginał palce zdenerwowany.
-Może coś powiesz? -pyta. Przenoszę spojrzenie w dół na morze i pluskającą się w nim Polaris. Nagle wilczyca zatrzymała się i zaczęła węszyć. Nie odwracając wzroku od zwierzęcia odpowiedziałam.
-Nie wiem co... -mówiłam cicho, jednak nie dało się ukryć, że mowa sprawiała mi lekkie kłopoty. Miałam dużą chrypkę, a gula nie zniknęła, dalej była na swoim miejscu i śmiała się ze mnie.
-Ja ci już napisałem co czuje, teraz ty musisz to z siebie wyrzucić.
Zaśmiałam się. On może pisać, a ja mam mówić? To w ogóle sprawiedliwe?
-Nic między mną, a tobą nie ma. Oboje dojrzewamy, hormony nam buzują i czasem trochę nas poniosło, ale nic po za tym.
Wstałam z zamiarem szybkiego wyjścia. Bestia jednak złapał mój nadgarstek zatrzymując mnie na dachu. Spojrzałam na niego przez ramię.
-Nie mów, że to było nic! -wstał gwałtownie i złapał mnie za ramiona potrząsając lekko -To nie było nic, dobrze o tym wiem. Wiem jak reagujesz na mój dotyk...-mówiąc to położył dłoń w rękawiczce na mój policzek. Zadrżałam lekko i przymknęłam oczy powstrzymując się od wtulenia się w nią. Skóra w miejscu jego dotyku paliła żywym ogniem, a nogi uginały się pode mną. Wyrwałam się z jego ucisku i odwróciłam plecami. Wychodząc rzuciłam tylko "zapomnij" i na giętkich nogach udałam się do siebie rozwalając po drodze żarówki. (Jeszcze nie ich czas #JaBardzoZła d.a)

Nightwing

-Bruce gadaj po co mnie tu wezwałeś. Siedzę tu już trzeci dzień, nie mogę opuszczać Jump city. -mierzyłem się z Batmanem wzrokiem kiedy Alfred nalał mi soku pomarańczowego do szklanki. Mój wychowawca czytał spokojnie gazetę popijając świeżą kawę i jedząc kanapki zrobione przez lokaja. Jestem tu od trzech dni i nie wspomniał mi ani razu czego ode mnie chce.
-Richardzie spokojnie. Dobrze to rozumiem. Wezwałem cię w nietypowej sprawie. Ale to po śniadaniu. Co tam u drużyny? -zerknął na mnie znad papieru.
-Bardzo dobrze. Ostatnio w Jump city było kilka zagadkowych morderstw, sprawa jest trudna, co wpływa trochę na nich, ale jest dobrze.
-Dick, pamiętaj, że jesteście jeszcze młodymi ludźmi. Takie obrazy jak zwłoki wpływają mocno na waszą psychikę.
Ścisnąłem mocniej nóż do masła i wziąłem kilka głębszych oddechów.
-Jesteśmy w tym fachu już jakiś czas. Nie ma co się martwić o nasz stan psychiczny. -wycedziłem na tyle spokojnym głosem na ile mnie było stać. Dobrze wiemy jak sobie radzić w takich chwilach. Mojej drużynie nic nie było. Znam ich. No właśnie... Bestię, Gwiazdkę, Cyborga i Raven znam od dawna, ale Bella? Jest nowa, nie wiem o niej zbyt dużo, tylko tyle ile Rachel nam o niej mówiła.
-W końcu zrozumiałeś? Ta nowa w Teen Titans. Nie wiesz co siedzi jej w głowie, a pierwsza sprawa i od razu morderstwo.
-Zachowywała się normalnie. -odparłem krótko.
Kiedy byliśmy na miejscu zbrodni, była profesjonalna. Nie zaczęła piszczeć, ani nie dostała odruchów wymiotnych. Zachowywała się jakby już widziała zwłoki. (-.- frajer mi nie ufa... d.a)
-Skończyłeś? To dobrze, chodź. -spojrzałem na prawie nietknięte śniadanie i z westchnieniem wstałem od stołu dziękując Alfredowi. Razem z Bruce'm szybko dostaliśmy się do jaskini Batmana. Ciemno, wilgotno i zimno, nic się nie
zmieniło.
-Cześć Grayson! Jak tam ci się w związku układa? Kiedy ślub? Hmm? -spojrzałem na Damian'a siedzącego przy konsoli i jęknąłem.
-A on nie ma szkoły czy czegoś?
-Uczy się w domu. Damian złaź... proszę. -chłopak zszedł z krzesła z uśmieszkiem i stanął przy mnie -To Heartwar. Miasteczko oddalone od Gotham 360 km...
-Czemu cię interesuje takie małe miasteczko? Do tego tak oddalone od twojego miasta?
Bruce wyświetlił mi kilka wycinków z miejscowej gazety.

Piekło u Anderson'ów! 12.05.2011

Zeszłej nocy w domu Daisy i Aarona Anderson zostało dokonane morderstwo. Nie poszczęściło się również córce ofiar, Jessie. Rodzice, jak i ich dziecko, mieli wycięte nerki, które według koronera zostały usunięte, gdy jeszcze żyli. Koło łóżka znaleziona została brakująca prawa nerka Aarona, która była nadgryziona. Czyżby w naszym małym miasteczku pojawił się kanibal? Policję zaalarmował brat Pani Anderson, Michael'a Purdy. Pragniemy mu przekazać wielkie kondolencje z powodu okropnej śmierci rodziny. Daisy i Aaron oraz mała Jassie na zawsze pozostaną w naszych sercach.

-Kanibalizm? -zerknąłem na młodego, który marszczył brwi.
-Też się zdziwiłam, więc pomyślałem, że atakował już wcześniej, jednak znalazłem tylko to...
Bruce kliknął w link otwierając stronę z creepypastami. Czyli zmyślonymi strasznymi historiami, które tworzą w swojej nawiedzonej głowie nastolatki.
-Myślisz o naśladowcy? Jakiemuś dzieciakowi odbiło i zaczął zabijać? To trochę naciągane nie sądzisz?
Bruce mruknął coś pod nosem i zamknął strony wyłączając komputer.
-Chciałbym byś się tym zajął. -zadławiłem się śliną. Młody poklepał mnie mocno po plecach, a ja patrzyłem z niedowierzaniem na wychowawcę.
-Żartujesz? To nie nasz teren! Jump city jest jakieś 200 kilometrów od Heartwar. Musielibyśmy się tam przenieść, a to nie wchodzi w grę. Dopiero co wróciliśmy, nie możemy zostawiać całego miasta na barkach Tytanów Wschodu.
Skończyłem i wyszedłem z jaskini, po drodze mijając Alfreda, który próbował się do mnie odezwać. Ja jednak od razu skierowałam się do wyjścia z domu nie patrząc na nikogo. Odpaliłem motor i wyjechałem z posiadłości Wayn'ów, kierując swoją maszynę do Jump City.
Wiatr rozwiewał moją niezapiętą bluzę, której suwak uderzał o bok motoru wydając przy tym okropny stukot. Czułem na sobie nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś na mnie patrzył. Jakby wywiercał w moich plecach dziurę. Miałem znane mi już na pamięć ulice miasta rozglądając się od czasu do czasu, czy ktoś nie potrzebuje mojej pomocy. Gdy sprawdziłem, że jest spokojnie w końcu wjechałem po drodze do Teen Tower wstawiając maszynę do garażu. Windą wjechałem na piętro mieszkalne i zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne wszedłem do pokoju głównego. 
-Spóźniony, ale to nie ważne. Siadaj. -zatrzymałem się w progu patrząc na zbiorowisko w "salonie". Bella stała naprzeciw kanapy na której siedziała drużyna. Raven z brzegu z parującym jeszcze kubkiem herbaty, dalej Starfire, która podskakiwała w miejscu uśmiechając się, obok Beast boy, przeglądający jakiś komiks, a na samym końcu Cyborg, który dokręcał śrubki w swojej ręce. Usiadłem między smutasem, a dzieckiem z ADHD, które złapałem za dłoń i ścisnąłem lekko się uśmiechając. Przez te krótkie trzy dni zdążyłem zatęsknić za jej słodkim głosem, pięknym, szerokim uśmiechem o poranku i rudych włosach, które kręciłem na palcu kiedy spędzaliśmy razem czas. Jej piękne zielone oczy, błysnęły przy zetknięciu się z moim spojrzeniem. Odwzajemniła uścisk i wróciła wzrokiem do blondynki, która uśmiechała się do nas.
-Skoro raczyłeś już skończyć amory to powiem o co chodzi. Cyborg i Gwiazdka uświadomili mi rano, że nie znamy się zbyt dobrze. Znaczy ja was znam na wylot, ale wy nie... Więęęc postanowiłam opowiedzieć o sobie.
-Wiem wszystko o tobie, mogę sobie iść? -westchnęła Raven podnosząc się z kanapy. Bella spojrzała na nią i od razu było widać, że się kłócą. W końcu fioletowowłosa skapitulowała i znów usiadła poprawiając kaptur czarnej bluzy.
-Zołza... -mruknęła pod nosem Rachel na co lekko się uśmiechnąłem. Te dwie były ze sobą naprawdę blisko.
-Więc jestem Anabella Ahuwa Margalit Cofija Neve. Co w naszym języku znaczy Piękny, kochany klejnot pod okiem Boga śniegu*. Mam 17 lat i pochodzę z Regnum gelu, temperatura tam jest równa około -50°C na Ziemi. Polaris towarzyszy mi od urodzenia i w przeciwieństwie do Raven, ja utrzymuje z moim opiekunem dobre relacje. -spojrzała wymownie na dziewczynę, która fuknęła pod nosem. -Mój wymiar jest centrum wszechświatów. -zabrała z stolika czerwony marker. Kanapa ruszyła się, przestawiając w stronę wielkiego okna z widokiem na morze. Usłyszałem jak Raven cicho przeklina pod nosem i wyciera kanapę. Najprawdopodobniej rozlała herbatę na mebel.
-Czy ty zamierzasz...?!  -zacząłem lecz blondynka maznęła markerem po szybie rysując jakiś obrazek. W środku było kółko, a na około niego więcej kółek i więcej. Podzieliła to kreskami tak by każdy okrąg był oddzielnie. Promienie oddzielające wydobywały się z pierwszego okręgu. (Będzie w artach d.a)
-Będziesz to zmywać.
Machnęła na mnie dłonią lekceważąco i stuknęła w szkło końcem mazaka.
-Oznacza to, że jest on stałym i niezmiennym wymiarem pośród innych. Wasz, Azarath i inne. Mamy wgląd do nich, ale nikt do Regnum gelum, przez co nasz wymiar jest niezbyt znany. Uważany jest często za legendarny wymiar oka. Często nazywa się też tak nasze kapłanki, które dopilnowują szczelin. Od małego byłam uczona razem z Raven. Szkolenia z Louis'em miałam z... ze starszym bratem. Mam...Miałam starszego brata. Głupia sytuacja, nigdy za bardzo za sobą nie przepadaliśmy, ale kochałam tego kretyna i tęsknię za nim. Nie byliśmy ze sobą zbyt blisko, nie byliśmy super rodzeństwem jak Rachel i Hawk, ale brakuje mi jego śmiechu roznoszącego się po całym zamku. Nigdy nie byliśmy w stanie normalnie funkcjonować, gdy byliśmy w tym samym pokoju. Mimo, że nie odzywaliśmy się do siebie to zawsze rano, popołudniu i wieczorami widziałam tylko jego. Często zostawiliśmy w zamku sami ze służbą, ale oni byli zimni i nieobecni dzięki czemu choć trochę rozmawialiśmy ze sobą jak rodzeństwo.
Patrzyłem w szoku na dziewczynę, która opowiadała o tym jak w amoku. Lekko przeszklone oczy, słaby uśmiech i trzęsące się dłonie, którymi bawiła się nerwowo. Wszystko oznaczało, że zapędziła się z wspomnieniami. W końcu spojrzała na nasze twarze i przetarła oczy i policzki dłońmi.
-Przepraszam. Lubię czarny i niebieski, kocham surowe mięso, urodziłam się według waszego kalendarza drugiego lutego. Mimo, że ciepło jest dla mnie niebezpieczne, uwielbiam piec i gotować.
Poprawiła czarną spódniczkę i wyszła z pokoju. Spojrzałem na Raven, która naciągnęła na głowę kaptur i oddychała głośno. W jednej chwili zniknęła, a do połowy pełny kubek roztrzaskał się o panele wylewając jego zawartość połyskującą czerwienią.
-Ktoś wie o co chodzi? -westchnąłem na głupie pytanie Bestii i przytuliłem lekko zszokowaną Gwiazdkę. Chciała dobrze, a wyszło kiepsko.
-Ja pójdę zobaczyć czy z autkiem wszystko dobrze... -mruknął Cyborg również wychodząc z pomieszczenia. Z korytarza dało się usłyszeć tylko lekko uniesiony głos blondynki i dźwięki tłuczonego szkła.

Cyborg

-Musisz to lubić, co? -podskoczyłem lekko waląc się o maskę auta w głowę. Bella zaśmiała się i poklepała mnie po plecach, gdy ja rozmasowywałem obolałą czaszkę.
-Co cię sprowadza w moje skromne progi? -zabrałem z krawędzi samochodu szmatkę i wycierając w nią szybko dłonie, zamknąłem maskę samochodową i odwróciłem się do blondynki. Jeszcze dwie godziny temu ubrana schludnie i elegancko, teraz w czarnych adresowych spodniach niebieskiej bluzie, kapciach z misiami i związanymi w porozwalane warkocze włosami, stała przede mną jako obraz depresji. Przypomnę. Minęły niecałe dwie godziny. Wcześniej zauważyłem u niej zdarte gardło od krzyków, przekrwione oczy od płakania i rozcięty policzek. Ostra wymiana zdań.
-Pobiłaś się z Raven? -spytałem delikatnie dotykając mlecznej skóry dziewczyny. Syknęła cicho i przytaknęła. Przeniosłem dłoń na włosy, które przeczesałem, poprawiając niektóre kosmyki i obejmując ją przyciągnąłem do siebie w uścisku. Młoda zacisnęła na mojej koszulce dłonie i wylała z siebie kolejne morze łez. Czekałem kilka minut, aż dziewczyna uspokoi się na tyle by mi odpowiedziała.
-Cyborgu... -zerknąłem na nią i uniosłem brwi -Opowiedz mi o sobie, proszę.
-Myślałem, że zaglądasz w umysły ludzi i wiesz o nich wszystko. -oddaliłem się od niej na wyciągnięcie rąk i przeczesałem jej włosy. Blondynka przetarła twarz od łez i uśmiechnęła się do mnie.
-Jesteś na w pół maszyną. Nie mam do ciebie wglądu.
Bella dotknęła opuszkami palców mojej mechanicznej ręki. Posadziłem ją sobie na kolanie i zacząłem opowiadać.
-Cóż, przed wypadkiem byłem lekkoatletyk. Ćwiczyłem w klubie sportowym i wyjeżdżałem na zawody, jednak zawsze byłem obcykany w elektronice. Nie byłem typowym mięśniakiem bo w szkole średniej miałem idealne oceny. Smykałkę do sprzętu odziedziczyłem po ojcu, który był programistą. Naprawdę nigdy wcześniej nie balowałem tak jak wtedy. Gdybym nie zgodził się na to wyjście i uczczenie zdania matury... Miałem jeden z najwyższych wyników i było co świętować. Nadużyliśmy alkoholu i używek, prowadziłem, a Jessica miała naprawdę wielką ochotę. Dziewczyna usiada mi na kolanach i zaczęła całować, straciłem pole widzenia, nie zauważyłem zakrętu i wpadliśmy na drzewo, oni skończyli z wstrząsem mózgu, Jessica wyleciała przez szybę uderzając o drzewo, w kilka sekund zmarła, ja za to skończyłem przygnieciony przez gałąź. Odprysk z szyby uszkodził mi oko i straciłem wzrok, a konar drzewa przygniatał mnie za długo. Sprawiło to, że krew przestała dopływać do nóg. Ręce miałem zranione, wdała się infekcja, która rozprzestrzeniła się na całą długość. Nic nie dało się z nimi zrobić... Była tylko amputacja. Wtedy pewien lekarz zaproponował operacje, która mnie zmieni. Po niej stałem się tym. Miałem tylko ojca, który pomaga mi z moim nowym ciałem, mama zmarła przy porodzie więc nigdy jej nie poznałem...
-Bardzo go kochasz. Brakowało ci matki ale zawsze cieszyłeś się, że masz ojca. Znam to...
-Straciłaś mamę? -dziewczyna prychnęła pod nosem i zeskoczyła z moich kolan.
-Czasami mam wrażenie, że nigdy jej nie miałam. Zawsze pokazywała jak bardzo niezadowolona była z moich mocy.To jej kochany, pierworodny syn miał rządzić wymiarem, a nie mała, zbuntowana dziewczynka, o której każdy myślał jak o wariatce. Nie próbowała tego nawet ukryć, wypominała mi to za każdym razem, gdy Chris był lepszy w nauce, gdy pokonywał mnie w walkach, zawodach, we wszystkim. Zawsze byłam dla niej pomyłką Bogini. Byłam tą dziwną, tą która nie powinna dostawać mocy, ani się nawet urodzić... Byłam głupią wpadką.
W pomieszczeniu zaczęło się robić co raz chłodniej, temperatura tak spadła, że widziałem obłoczek pary przy oddychaniu. Położyłem dłoń na jej ramieniu.
-Hej, teraz jesteś tu. A my cię kochamy śnieżynko. -przytuliłem ją lekko kołysząc w ramionach. -A teraz chodź opatrzę ci policzek bo zaczyna puchnąć.
Kończyłem właśnie odkażać jej małą ranę, gdy telefon, który trzymała w dłoni zaczął wibrować. Dziewczyna widocznie się spięła. Zagryzała górną wargę, a dłonie drżały. Spojrzałem na wyświetlacz. "Tata".
-Odbierz. -pogłaskałem ją po głowie, dziewczyna kiwnęła głową i trzęsącym się palcem nacisnęła na zieloną słuchawkę i przyłożyła urządzenie do ucha.
-Cześć tatku... -uśmiechnąłem się gdy dziewczyna zrobiła to samo. -Ja też za tobą tęsknię...
Wyszedłem ze skrzydła szpitalnego, zostawiając ją samą. Widziałem jak w jej oczach zbierały się łzy, które zaczęły powoli wypływać. Nie wiem skąd ona miała tyle siły płakać... Postanowiłem, że zrobię szybko obiad i skończę przegląd mojej kochanej maszynki.

*Co do imion. Bella jest z hiszpańskiego.
Ahuwa z hebrajski- kochana
Margalit- klejnot. z hebrajskiego
Cofija-pod okiem Boga hebr.
Neve to po portugalsku jak i po włosku śnieg. (nie mylić z węgierskim znaczeniem lol)
NAUKA JĘZYKÓW Z LILY! YEEEY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz