wtorek, 6 grudnia 2016

Nominacja do LBA

 Więc dopiero skumałam, że jestem nominowana przez Animat za co dziękuje bardzo <3 A więc zaczynamy:

1. Jaki gatunek muzyki słuchasz? Konkretne zespoły?
 Ogółem bardzo dużo rock'a, często klasyki, ale też nowsze zespoły. Czasem metal, sporo vocaloidów trochę rapu itp. Ale konkretne zespoły to:
Queen 
AC/DC
The rolling Stones
Black Veil Brides
Metalica
5 Seconds Of Summer
All time low
Bring Me The Horizone
Iron Maiden
System Of a Down
Black Sabbath
2. Czytasz książki? Jeśli tak, to jakie? 

 Uwielbiam powieści kryminalne ale też planuje powiększyć moja biblioteczkę o kolejnego King'a. Często też trafi się jakaś fantasy np. Harry Potter czy Eragon z Dziedzictwa.
3. Ulubiony superbohater i antagonista?

Batman to mój ulubieniec potem Deadpool, Spiderman, Arrow i Killer Frost.
4. Ulubione kolory?

Czarny, niebieski, biały i inne podchodzące pod zimne odcienie.
5. Masz przyjaciółkę/przyjaciela?

Oczywiście ^^
6. 3 najgorsze cechy twojego charakteru?

Kłótliwa, skryta i leniuch
7. Masz jakieś dziwne nawyki? Jeśli tak, jakie?

 Przepraszanie miśków gdy przez przypadek jakieś spadnie... po uderzeniu czymś w coś mówię "ałć", gryzienie długopisów i podrygiwanie nogą gdy chce mi się siusiu...
8. Wolisz kawę czy herbatę?

Pół na pół. Kocham kawę ale jestem wielkim smakoszem herbat.
9. Wolisz plecak czy torbę do szkoły/pracy?

TORBA.
10. Masz laptop czy komputer?

heh... teraz tak trochę trudniej bo dotychczas miałam laptop, ale się popsuł więc korzystam z komputera
11. Wolisz dzień czy noc?

Noc. Często przesiaduje do drugiej na parapecie czy w łóżku tylko rozmyślając.


   Pytanka:
1. Ulubiony owoc?
2. Dlaczego zacząłeś/łaś pisać bloga?
3. Co cenisz w ludziach?
4. Czy nauczyłeś/łaś się czegoś pisząc bloga? Jak tak to czego?
5. Masz jakieś marzenia?
6. Czy ktoś wspiera cię w tym co kochasz?
7. Co byś zmienił/a w swoim życiu?
8. Co podoba ci się w sobie najbardziej?
9. Masz jakieś zwierzątko?
10. Czy jakaś książka zmieniła sposób w jaki patrzysz na świat? Jeśli tak to jaka i dlaczego?
11. Masz swoją drugą połówkę lub obiekt westchnień? 

  Nominacje:
1. Scary girl 
2. Anguś A
3. Rae

Dziękuje bardzo za wysłuchanie. Bayooo <3

Lily ♥





sobota, 17 września 2016

Rozdział 24 "Czy każda prawda daje satysfakcję?"

Miss me?
BTW MAMY JUŻ 12 TYŚ WYŚWIETLEŃ AAAAA ♥♥♥
nwm dlaczego blogger usunął mi ten rozdział ugh... dawno go opublikowałam a tu bam nie ma ;-;

Bella

-Może w końcu pójdziesz do niego? Minęły cztery dni, a on czeka na odpowiedź...
Raven przez te cztery dni była podręcznikowym przykładem nędzy i rozpaczy. Nic złego nie działo się w mieście, Jinx nie odzywała się z planami piątki, a szefuńcio wyjechał we wtorek, czyli trzy dni temu, do Batmana. Tytani pod jego nieobecność zrobili sobie wolne, przez co ta dziewucha nie wyszła jeszcze z pokoju. Cały czas tylko czyta, albo medytuje, jeszcze co najwyżej wypija herbatę, którą jej robię. Jednak w ogóle nie je i wiem, że pod kapturem skrywa ślady po łzach.
-Nie umiem... -mruknęła. Opadła kończąc zadanie i zdjęła kaptur ukazując zło jakie przez ten czas sobie zrobiła.
Fioletowe sińce pod oczami, bardziej szara cera, o ile to możliwe, przekrwione oczy od ciągłego płaczu i popękane usta. Jej włosy latały w każdą możliwą stronę, zapewne nie czesała ich choć przez chwilę.
Na ziemi nadal walały się porozwalane księgi, stłuczony wazon, wiele ważnych składników leżało powywalanych na ciemnym, puchatym dywanie.
-Idziesz się umyć, raz dwa, a ja ci tu ogarnę. Potem trochę mojej magii i możesz do niego iść.
-Po pierwsze, jest 3 nad ranem. Po drugie, nienawidzisz sprzątać. -złapałam ją w ostatniej chwili zanim zdążyła znów walnąć się na łóżko i przykryć kocem smutku i cierpienia. Zaczynała mnie już poważnie wkurwiać, więc szybko uczesałam jej włosy, z szafki wybrałam ciuchy i wywaliłam ją z jej pokoju. Warknęłam niższej o około 2 cm dziewczynie, że za godzinę może wejść i zamknęłam jej drzwi przed nosem. Spojrzałam na rozwalone naczynie. Zebrałam pięknie zdobione odłamki szkła, a na podłodze znalazłam to co chciałam. Wypowiedziałam zaklęcie, wazon się naprawił i odstawiłam go na poprzednie miejsce. Zebrałam wszystkie kartki z ziemi i zaczęłam je uporządkowywać. Powkładałam je do odpowiednich ksiąg, które same zaczęły je sklejać i od razu było lepiej. Dokończyłam resztę i nim się spostrzegłam w progu rozsuwanych drzwi stanęła moja droga przyjaciółka z ręcznikiem na włosach.
-Od razu lepiej. -zacmokałam i zaprosiłam dziewczynę przed biurko. Lekko ją pomalowałam, tak by nie było widać sińców, i rozpuściłam włosy, które lekko już przeschły. Zebrałam je w wysokiego, niechlujnego koka. Wyglądała ślicznie i była gotowa. Za około 20 minut wschód słońca.
-Bestia śpi. Nie ma po co się fatygować... -warknęłam, poprawiłam kołnieżyk granatowej koszuli bez rękawów i odwróciłam ją do siebie.
-Dwie godziny wcześniej zrobiłam pobudkę zielonemu i tak samo jak tobie, pomogłam. Za 17 minut macie być razem na dachu i rozmawiać szczerze o tym, co do siebie czujecie. Garfield siedzi już pewnie na nim i stresuje się jak wilk przed pełnią. Nie pierdol mi, że on śpi.
Przytaknęła, wstała z krzesła i zabrała pelerynę, zarzucając ją na siebie wyszła z pokoju.
Co do pełni... będzie za dwa tygodnie. Do tego czasu trzeba będzie znaleźć jej jakieś spokojne miejsce w lesie. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam białą wilczycę biegającą po brzegu umazaną krwią na pysku, piersi i łapach. Bawiła się przypływami wody skacząc i chlapiąc wszędzie dookoła. Na Regnum gelu nie mamy płynącej wody. Wszystkie zbiorniki są stałe ze słodką wodą co utrudnia zwierzętom łowienie. Musimy sami robić dziury w grubym łodzie, by mogły złapać rybę. To trochę uciążliwe, zwłaszcza kiedy tworzy się on co noc od nowa.
Spojrzałam do góry na niebo i wschodzące słońce na horyzoncie. Piękna przeplatanka kolorów, która budzi życie promieniami słońca.
Wyszłam z czystego już pokoju przyjaciółki i poszłam do siebie. Weszłam szybko na lodowe drzewko i położyłam się na nim szybko zasypiając.

Raven

Głęboki wdech i wydech. Spokojnie. To nic trudnego. Moja ręka od dwóch minut wisiała nieruchomo nad klamką od drzwi na dach. Nie miałam w niej czucia, nie chciała się ruszyć, moje mięśnie zamarły w bezruchu oczekując końca, gdy będę mogła w końcu wrócić do siebie i po wybuchać kilka książek, czy mebli.
Jeszcze raz głęboki wdech i wypuszczenie ze światem powietrza ustami. Poruszyłam ręką w dół stykając się z zimnym metalem. Serce łomotało mi jak diabli, a w gardle zrobiła się wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Pociągnęłam klamkę otwierając tym samym drzwi i wpuszczając do ciemnego korytarza staruszkę światła z zewnątrz. Naciągnęłam bardziej kaptur na twarz i pchnęłam metalowe drzwi wychodząc z korytarza. Druga postać siedziała na krańcu budynku. Jasno szara bluza z kapturem, pod którym schowana była głowa chłopaka i jasne jeansy mocno poprzecierane na kolanach. Podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego spuszczając nogi za budynek.
Przez kilka minut milczeliśmy.
Ja patrzyłam się przed siebie, on wyginał palce zdenerwowany.
-Może coś powiesz? -pyta. Przenoszę spojrzenie w dół na morze i pluskającą się w nim Polaris. Nagle wilczyca zatrzymała się i zaczęła węszyć. Nie odwracając wzroku od zwierzęcia odpowiedziałam.
-Nie wiem co... -mówiłam cicho, jednak nie dało się ukryć, że mowa sprawiała mi lekkie kłopoty. Miałam dużą chrypkę, a gula nie zniknęła, dalej była na swoim miejscu i śmiała się ze mnie.
-Ja ci już napisałem co czuje, teraz ty musisz to z siebie wyrzucić.
Zaśmiałam się. On może pisać, a ja mam mówić? To w ogóle sprawiedliwe?
-Nic między mną, a tobą nie ma. Oboje dojrzewamy, hormony nam buzują i czasem trochę nas poniosło, ale nic po za tym.
Wstałam z zamiarem szybkiego wyjścia. Bestia jednak złapał mój nadgarstek zatrzymując mnie na dachu. Spojrzałam na niego przez ramię.
-Nie mów, że to było nic! -wstał gwałtownie i złapał mnie za ramiona potrząsając lekko -To nie było nic, dobrze o tym wiem. Wiem jak reagujesz na mój dotyk...-mówiąc to położył dłoń w rękawiczce na mój policzek. Zadrżałam lekko i przymknęłam oczy powstrzymując się od wtulenia się w nią. Skóra w miejscu jego dotyku paliła żywym ogniem, a nogi uginały się pode mną. Wyrwałam się z jego ucisku i odwróciłam plecami. Wychodząc rzuciłam tylko "zapomnij" i na giętkich nogach udałam się do siebie rozwalając po drodze żarówki. (Jeszcze nie ich czas #JaBardzoZła d.a)

Nightwing

-Bruce gadaj po co mnie tu wezwałeś. Siedzę tu już trzeci dzień, nie mogę opuszczać Jump city. -mierzyłem się z Batmanem wzrokiem kiedy Alfred nalał mi soku pomarańczowego do szklanki. Mój wychowawca czytał spokojnie gazetę popijając świeżą kawę i jedząc kanapki zrobione przez lokaja. Jestem tu od trzech dni i nie wspomniał mi ani razu czego ode mnie chce.
-Richardzie spokojnie. Dobrze to rozumiem. Wezwałem cię w nietypowej sprawie. Ale to po śniadaniu. Co tam u drużyny? -zerknął na mnie znad papieru.
-Bardzo dobrze. Ostatnio w Jump city było kilka zagadkowych morderstw, sprawa jest trudna, co wpływa trochę na nich, ale jest dobrze.
-Dick, pamiętaj, że jesteście jeszcze młodymi ludźmi. Takie obrazy jak zwłoki wpływają mocno na waszą psychikę.
Ścisnąłem mocniej nóż do masła i wziąłem kilka głębszych oddechów.
-Jesteśmy w tym fachu już jakiś czas. Nie ma co się martwić o nasz stan psychiczny. -wycedziłem na tyle spokojnym głosem na ile mnie było stać. Dobrze wiemy jak sobie radzić w takich chwilach. Mojej drużynie nic nie było. Znam ich. No właśnie... Bestię, Gwiazdkę, Cyborga i Raven znam od dawna, ale Bella? Jest nowa, nie wiem o niej zbyt dużo, tylko tyle ile Rachel nam o niej mówiła.
-W końcu zrozumiałeś? Ta nowa w Teen Titans. Nie wiesz co siedzi jej w głowie, a pierwsza sprawa i od razu morderstwo.
-Zachowywała się normalnie. -odparłem krótko.
Kiedy byliśmy na miejscu zbrodni, była profesjonalna. Nie zaczęła piszczeć, ani nie dostała odruchów wymiotnych. Zachowywała się jakby już widziała zwłoki. (-.- frajer mi nie ufa... d.a)
-Skończyłeś? To dobrze, chodź. -spojrzałem na prawie nietknięte śniadanie i z westchnieniem wstałem od stołu dziękując Alfredowi. Razem z Bruce'm szybko dostaliśmy się do jaskini Batmana. Ciemno, wilgotno i zimno, nic się nie
zmieniło.
-Cześć Grayson! Jak tam ci się w związku układa? Kiedy ślub? Hmm? -spojrzałem na Damian'a siedzącego przy konsoli i jęknąłem.
-A on nie ma szkoły czy czegoś?
-Uczy się w domu. Damian złaź... proszę. -chłopak zszedł z krzesła z uśmieszkiem i stanął przy mnie -To Heartwar. Miasteczko oddalone od Gotham 360 km...
-Czemu cię interesuje takie małe miasteczko? Do tego tak oddalone od twojego miasta?
Bruce wyświetlił mi kilka wycinków z miejscowej gazety.

Piekło u Anderson'ów! 12.05.2011

Zeszłej nocy w domu Daisy i Aarona Anderson zostało dokonane morderstwo. Nie poszczęściło się również córce ofiar, Jessie. Rodzice, jak i ich dziecko, mieli wycięte nerki, które według koronera zostały usunięte, gdy jeszcze żyli. Koło łóżka znaleziona została brakująca prawa nerka Aarona, która była nadgryziona. Czyżby w naszym małym miasteczku pojawił się kanibal? Policję zaalarmował brat Pani Anderson, Michael'a Purdy. Pragniemy mu przekazać wielkie kondolencje z powodu okropnej śmierci rodziny. Daisy i Aaron oraz mała Jassie na zawsze pozostaną w naszych sercach.

-Kanibalizm? -zerknąłem na młodego, który marszczył brwi.
-Też się zdziwiłam, więc pomyślałem, że atakował już wcześniej, jednak znalazłem tylko to...
Bruce kliknął w link otwierając stronę z creepypastami. Czyli zmyślonymi strasznymi historiami, które tworzą w swojej nawiedzonej głowie nastolatki.
-Myślisz o naśladowcy? Jakiemuś dzieciakowi odbiło i zaczął zabijać? To trochę naciągane nie sądzisz?
Bruce mruknął coś pod nosem i zamknął strony wyłączając komputer.
-Chciałbym byś się tym zajął. -zadławiłem się śliną. Młody poklepał mnie mocno po plecach, a ja patrzyłem z niedowierzaniem na wychowawcę.
-Żartujesz? To nie nasz teren! Jump city jest jakieś 200 kilometrów od Heartwar. Musielibyśmy się tam przenieść, a to nie wchodzi w grę. Dopiero co wróciliśmy, nie możemy zostawiać całego miasta na barkach Tytanów Wschodu.
Skończyłem i wyszedłem z jaskini, po drodze mijając Alfreda, który próbował się do mnie odezwać. Ja jednak od razu skierowałam się do wyjścia z domu nie patrząc na nikogo. Odpaliłem motor i wyjechałem z posiadłości Wayn'ów, kierując swoją maszynę do Jump City.
Wiatr rozwiewał moją niezapiętą bluzę, której suwak uderzał o bok motoru wydając przy tym okropny stukot. Czułem na sobie nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś na mnie patrzył. Jakby wywiercał w moich plecach dziurę. Miałem znane mi już na pamięć ulice miasta rozglądając się od czasu do czasu, czy ktoś nie potrzebuje mojej pomocy. Gdy sprawdziłem, że jest spokojnie w końcu wjechałem po drodze do Teen Tower wstawiając maszynę do garażu. Windą wjechałem na piętro mieszkalne i zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne wszedłem do pokoju głównego. 
-Spóźniony, ale to nie ważne. Siadaj. -zatrzymałem się w progu patrząc na zbiorowisko w "salonie". Bella stała naprzeciw kanapy na której siedziała drużyna. Raven z brzegu z parującym jeszcze kubkiem herbaty, dalej Starfire, która podskakiwała w miejscu uśmiechając się, obok Beast boy, przeglądający jakiś komiks, a na samym końcu Cyborg, który dokręcał śrubki w swojej ręce. Usiadłem między smutasem, a dzieckiem z ADHD, które złapałem za dłoń i ścisnąłem lekko się uśmiechając. Przez te krótkie trzy dni zdążyłem zatęsknić za jej słodkim głosem, pięknym, szerokim uśmiechem o poranku i rudych włosach, które kręciłem na palcu kiedy spędzaliśmy razem czas. Jej piękne zielone oczy, błysnęły przy zetknięciu się z moim spojrzeniem. Odwzajemniła uścisk i wróciła wzrokiem do blondynki, która uśmiechała się do nas.
-Skoro raczyłeś już skończyć amory to powiem o co chodzi. Cyborg i Gwiazdka uświadomili mi rano, że nie znamy się zbyt dobrze. Znaczy ja was znam na wylot, ale wy nie... Więęęc postanowiłam opowiedzieć o sobie.
-Wiem wszystko o tobie, mogę sobie iść? -westchnęła Raven podnosząc się z kanapy. Bella spojrzała na nią i od razu było widać, że się kłócą. W końcu fioletowowłosa skapitulowała i znów usiadła poprawiając kaptur czarnej bluzy.
-Zołza... -mruknęła pod nosem Rachel na co lekko się uśmiechnąłem. Te dwie były ze sobą naprawdę blisko.
-Więc jestem Anabella Ahuwa Margalit Cofija Neve. Co w naszym języku znaczy Piękny, kochany klejnot pod okiem Boga śniegu*. Mam 17 lat i pochodzę z Regnum gelu, temperatura tam jest równa około -50°C na Ziemi. Polaris towarzyszy mi od urodzenia i w przeciwieństwie do Raven, ja utrzymuje z moim opiekunem dobre relacje. -spojrzała wymownie na dziewczynę, która fuknęła pod nosem. -Mój wymiar jest centrum wszechświatów. -zabrała z stolika czerwony marker. Kanapa ruszyła się, przestawiając w stronę wielkiego okna z widokiem na morze. Usłyszałem jak Raven cicho przeklina pod nosem i wyciera kanapę. Najprawdopodobniej rozlała herbatę na mebel.
-Czy ty zamierzasz...?!  -zacząłem lecz blondynka maznęła markerem po szybie rysując jakiś obrazek. W środku było kółko, a na około niego więcej kółek i więcej. Podzieliła to kreskami tak by każdy okrąg był oddzielnie. Promienie oddzielające wydobywały się z pierwszego okręgu. (Będzie w artach d.a)
-Będziesz to zmywać.
Machnęła na mnie dłonią lekceważąco i stuknęła w szkło końcem mazaka.
-Oznacza to, że jest on stałym i niezmiennym wymiarem pośród innych. Wasz, Azarath i inne. Mamy wgląd do nich, ale nikt do Regnum gelum, przez co nasz wymiar jest niezbyt znany. Uważany jest często za legendarny wymiar oka. Często nazywa się też tak nasze kapłanki, które dopilnowują szczelin. Od małego byłam uczona razem z Raven. Szkolenia z Louis'em miałam z... ze starszym bratem. Mam...Miałam starszego brata. Głupia sytuacja, nigdy za bardzo za sobą nie przepadaliśmy, ale kochałam tego kretyna i tęsknię za nim. Nie byliśmy ze sobą zbyt blisko, nie byliśmy super rodzeństwem jak Rachel i Hawk, ale brakuje mi jego śmiechu roznoszącego się po całym zamku. Nigdy nie byliśmy w stanie normalnie funkcjonować, gdy byliśmy w tym samym pokoju. Mimo, że nie odzywaliśmy się do siebie to zawsze rano, popołudniu i wieczorami widziałam tylko jego. Często zostawiliśmy w zamku sami ze służbą, ale oni byli zimni i nieobecni dzięki czemu choć trochę rozmawialiśmy ze sobą jak rodzeństwo.
Patrzyłem w szoku na dziewczynę, która opowiadała o tym jak w amoku. Lekko przeszklone oczy, słaby uśmiech i trzęsące się dłonie, którymi bawiła się nerwowo. Wszystko oznaczało, że zapędziła się z wspomnieniami. W końcu spojrzała na nasze twarze i przetarła oczy i policzki dłońmi.
-Przepraszam. Lubię czarny i niebieski, kocham surowe mięso, urodziłam się według waszego kalendarza drugiego lutego. Mimo, że ciepło jest dla mnie niebezpieczne, uwielbiam piec i gotować.
Poprawiła czarną spódniczkę i wyszła z pokoju. Spojrzałem na Raven, która naciągnęła na głowę kaptur i oddychała głośno. W jednej chwili zniknęła, a do połowy pełny kubek roztrzaskał się o panele wylewając jego zawartość połyskującą czerwienią.
-Ktoś wie o co chodzi? -westchnąłem na głupie pytanie Bestii i przytuliłem lekko zszokowaną Gwiazdkę. Chciała dobrze, a wyszło kiepsko.
-Ja pójdę zobaczyć czy z autkiem wszystko dobrze... -mruknął Cyborg również wychodząc z pomieszczenia. Z korytarza dało się usłyszeć tylko lekko uniesiony głos blondynki i dźwięki tłuczonego szkła.

Cyborg

-Musisz to lubić, co? -podskoczyłem lekko waląc się o maskę auta w głowę. Bella zaśmiała się i poklepała mnie po plecach, gdy ja rozmasowywałem obolałą czaszkę.
-Co cię sprowadza w moje skromne progi? -zabrałem z krawędzi samochodu szmatkę i wycierając w nią szybko dłonie, zamknąłem maskę samochodową i odwróciłem się do blondynki. Jeszcze dwie godziny temu ubrana schludnie i elegancko, teraz w czarnych adresowych spodniach niebieskiej bluzie, kapciach z misiami i związanymi w porozwalane warkocze włosami, stała przede mną jako obraz depresji. Przypomnę. Minęły niecałe dwie godziny. Wcześniej zauważyłem u niej zdarte gardło od krzyków, przekrwione oczy od płakania i rozcięty policzek. Ostra wymiana zdań.
-Pobiłaś się z Raven? -spytałem delikatnie dotykając mlecznej skóry dziewczyny. Syknęła cicho i przytaknęła. Przeniosłem dłoń na włosy, które przeczesałem, poprawiając niektóre kosmyki i obejmując ją przyciągnąłem do siebie w uścisku. Młoda zacisnęła na mojej koszulce dłonie i wylała z siebie kolejne morze łez. Czekałem kilka minut, aż dziewczyna uspokoi się na tyle by mi odpowiedziała.
-Cyborgu... -zerknąłem na nią i uniosłem brwi -Opowiedz mi o sobie, proszę.
-Myślałem, że zaglądasz w umysły ludzi i wiesz o nich wszystko. -oddaliłem się od niej na wyciągnięcie rąk i przeczesałem jej włosy. Blondynka przetarła twarz od łez i uśmiechnęła się do mnie.
-Jesteś na w pół maszyną. Nie mam do ciebie wglądu.
Bella dotknęła opuszkami palców mojej mechanicznej ręki. Posadziłem ją sobie na kolanie i zacząłem opowiadać.
-Cóż, przed wypadkiem byłem lekkoatletyk. Ćwiczyłem w klubie sportowym i wyjeżdżałem na zawody, jednak zawsze byłem obcykany w elektronice. Nie byłem typowym mięśniakiem bo w szkole średniej miałem idealne oceny. Smykałkę do sprzętu odziedziczyłem po ojcu, który był programistą. Naprawdę nigdy wcześniej nie balowałem tak jak wtedy. Gdybym nie zgodził się na to wyjście i uczczenie zdania matury... Miałem jeden z najwyższych wyników i było co świętować. Nadużyliśmy alkoholu i używek, prowadziłem, a Jessica miała naprawdę wielką ochotę. Dziewczyna usiada mi na kolanach i zaczęła całować, straciłem pole widzenia, nie zauważyłem zakrętu i wpadliśmy na drzewo, oni skończyli z wstrząsem mózgu, Jessica wyleciała przez szybę uderzając o drzewo, w kilka sekund zmarła, ja za to skończyłem przygnieciony przez gałąź. Odprysk z szyby uszkodził mi oko i straciłem wzrok, a konar drzewa przygniatał mnie za długo. Sprawiło to, że krew przestała dopływać do nóg. Ręce miałem zranione, wdała się infekcja, która rozprzestrzeniła się na całą długość. Nic nie dało się z nimi zrobić... Była tylko amputacja. Wtedy pewien lekarz zaproponował operacje, która mnie zmieni. Po niej stałem się tym. Miałem tylko ojca, który pomaga mi z moim nowym ciałem, mama zmarła przy porodzie więc nigdy jej nie poznałem...
-Bardzo go kochasz. Brakowało ci matki ale zawsze cieszyłeś się, że masz ojca. Znam to...
-Straciłaś mamę? -dziewczyna prychnęła pod nosem i zeskoczyła z moich kolan.
-Czasami mam wrażenie, że nigdy jej nie miałam. Zawsze pokazywała jak bardzo niezadowolona była z moich mocy.To jej kochany, pierworodny syn miał rządzić wymiarem, a nie mała, zbuntowana dziewczynka, o której każdy myślał jak o wariatce. Nie próbowała tego nawet ukryć, wypominała mi to za każdym razem, gdy Chris był lepszy w nauce, gdy pokonywał mnie w walkach, zawodach, we wszystkim. Zawsze byłam dla niej pomyłką Bogini. Byłam tą dziwną, tą która nie powinna dostawać mocy, ani się nawet urodzić... Byłam głupią wpadką.
W pomieszczeniu zaczęło się robić co raz chłodniej, temperatura tak spadła, że widziałem obłoczek pary przy oddychaniu. Położyłem dłoń na jej ramieniu.
-Hej, teraz jesteś tu. A my cię kochamy śnieżynko. -przytuliłem ją lekko kołysząc w ramionach. -A teraz chodź opatrzę ci policzek bo zaczyna puchnąć.
Kończyłem właśnie odkażać jej małą ranę, gdy telefon, który trzymała w dłoni zaczął wibrować. Dziewczyna widocznie się spięła. Zagryzała górną wargę, a dłonie drżały. Spojrzałem na wyświetlacz. "Tata".
-Odbierz. -pogłaskałem ją po głowie, dziewczyna kiwnęła głową i trzęsącym się palcem nacisnęła na zieloną słuchawkę i przyłożyła urządzenie do ucha.
-Cześć tatku... -uśmiechnąłem się gdy dziewczyna zrobiła to samo. -Ja też za tobą tęsknię...
Wyszedłem ze skrzydła szpitalnego, zostawiając ją samą. Widziałem jak w jej oczach zbierały się łzy, które zaczęły powoli wypływać. Nie wiem skąd ona miała tyle siły płakać... Postanowiłem, że zrobię szybko obiad i skończę przegląd mojej kochanej maszynki.

*Co do imion. Bella jest z hiszpańskiego.
Ahuwa z hebrajski- kochana
Margalit- klejnot. z hebrajskiego
Cofija-pod okiem Boga hebr.
Neve to po portugalsku jak i po włosku śnieg. (nie mylić z węgierskim znaczeniem lol)
NAUKA JĘZYKÓW Z LILY! YEEEY

wtorek, 16 sierpnia 2016

Coś innego (jak chcesz to czytaj nie zmuszam)

Na wattpadzie zostałam nominowana na 20 faktów o sobie więc pomyślałam że "hej czemu tylko ci z wattpada mją czytać to dziadostwa? Pomęczmy też innych ludzi #devilasfuck)
No, a więc zostałam nominowana przez domijorgistas (na wattpadzie) do 20 faktów o sobie.
Zapraszam również dziewczyny które lubią 5Sos (albo i nie...) do jej fan fiction o Luke'u Hemmings'ie.
#reklamabochcę.

Shiiit.
A więc.
1. Mam na imię Magda. Nienawidzę, gdy mówią mi Madzia. Wiąże się to ze złymi wspomnieniami i bardzo mi się robi niedobrze, gdy ktoś tak do mnie mówi. Po prostu Magda, Lily albo Bell wystarczy.

2. Uwielbiam śpiewać. Ogólnie mam duszę artysty, kocham malować budować tworzyć coś własnymi rękoma. Kiedyś należałam do szkolnego chóru jednak jestem już na niego za stara ;-;. Chodzę na zajęcia plastyczne do domu kultury w moim mieście po bardzo długich namowach rodziny.

3. Mam 15 lat.
Tak tylko tyle. Tak po prostu mam 15 lat.

4. W mojej książce na wattpadzie Forgotten Angels, życie moje i moich przyjaciółek jest przedstawione jak najbardziej realnie. Co znaczy, że wspomnienia, myśli czy plany a nawet odzywki są robione jak najbardziej w naszym stylu.

5. Jestem strasznym zboczeńcem. Może to nie jest dziwne jak na ten wiek, jednak czasami granicę są przeze mnie przekraczane. Uwielbiam czytać zboczone historię, pisać je a nawet rozmowa na takie tematy z inną osobą, nawet facetem, mi nie przeszkadza. Swobodnie mogę rozmawiać na typowo kobiece sprawy, jak okres, masturbacja czy typowe męskie dolegliwości  jak erekcja. Mam do tego swojego przyjaciela. Razem rozmawiamy na takie tematy.

6. Mimo mojego zboczonego charakteru jestem strasznie nieśmiała w co ludzie często nie wierzą. Jestem również lekko aspołeczna ponieważ zwykle nie lubię poznawac nowych ludzi. Po prostu dziwnie i niezbyt miło czuje się w towarzystwie kogoś nowego lub zbyt dużej ilości osób. Jestem tak nieśmiała, że mój głos podczas mówienia "dzień dobry" kasjerce staje się .... dziwny. Bardzo.

7. 20 grudnia 2011 roku. Od tej daty aż do teraz jestem w kiepskiej formie psychicznej która nie była diagnozowana przez psychologa czy chuj wie kogo. Co to znaczy? Sama zdałam sobie sprawę z tego że jest ze mną co raz gorzej. Jednak dzięki najwspanialszym osobom jakie kiedykolwiek miałam okazję poznać, jest coraz lepiej. Długo miałam problemy z samookaleczaniem i nałogowo brałam tabletki nasenne czy przeciwbólowe. Teraz jest już lepiej. ^^

8. Nie lubię gdy ktoś za mnie płaci. Źle się z tym czuję. Brzuch zaczyna mnie boleć a palce swędzieć. Nie wiem czemu akurat palce. Tak było zawsze.

9. Mam wielu crush'ów ze sławnych osób i zmyślonych.
-Tom Felton (Draco Malfoy/ HP)
-Zayn Malik (1D)
-Andy Biersack (Black veil brides)
-Gerard Way (My Chemical Romans)
-Niall Horan (1D)
-Ashley Prudy (BVB)
-Christian Coma (BVB)
-Oliver Quinn (komiks Arrow)
-Bruce Wayn (Batman)
-Dick Grayson (Robin/ Nightwing)
-Shun (Bakugan)
-Ashton Irwin (5SOS)
-od niedawna Calum Hood (5SOS) to przez te wszystkie fanficki...
-Barry Allen ( komiks/serial Flash w obu go kocham)
-Peter Parker (Spiderman)
-Joker (Batman)
-David Tennant (Doctor who)
-Matt Smith (Doctor who)
To już chyba wszyscy<3

10. Przez moją rodzinę (oprócz taty i cioci) jestem brana za wariatkę. Uwielbiam ciężką muzykę z klasyków rocka jak i tych nowych zespołów. Słucham też metalu tak samo jak vocaloidów. Nie przesadzam. Mama mówi mi to za każdym razem prosto w twarz tak samo brat xD  kocham horrory i czasem faktycznie moje rysunki są makabryczne. Dlatego przestałam je pokazywać ludziom xD uwielbiam horrory, creepypasty, książki i wszystko inne co jest w tematyce makabrycznej.

11. Mimo mrocznej natury uwielbiam słodkie, urocze zwierzątka czy rzeczy. W moim pokoju jest wiele pluszaków, które są w jakiś sposób dla mnie ważne <3 Kocham też świat fantasy.

12. Jestem przez niektórych nazywana nerdem nie z powodu ocen a zainteresowania serialami i filmami o tematyce since fiction. Star warsy, star trek, gwiezdne wrota i oczywiście najważniejszy Doctor Who. Uwielbiam to że po dawno skończonym sezonie w nowych pojawiają się informacje o tym starym. Tak jak to że Doctor płakał na ostatniej części HP z powodu imienia córki Hermiony i Rona. To jest niesamowite jak w jednej nic (z pierwszego punktu widzenia) nie znaczącej rozmowy można się czegoś ciekawego dowiedzieć <3

13. Kocham bajkę Reksio. Jako dziecko zbierałam gry z tym właśnie pieskiem i nadal lubię w nie grać. Uwielbiałam też kręcika, a odcinki nadal mam na kasecie VHS. ^^

14. Nie lubię dzieci. Nie wiem czemu ale mnie obrzydzają, wkurwiają i mam ochotę je zatłuc. -.-

15. Jestem wielkim leniem. Nie wychodzę z pokoju jeśli nie jest to konieczne. (toaleta) Nie spalam energii więc nie jem a w moim pokoju zawsze jest butelka wody.

16. Jestem dumna z mojej bladej cery, jednak czasami jest to dość problematyczne zwłaszcza gdy chce się dobrać odpowiedni podkład czy puder. To bardzo trudne...

17. Moimi ulubionymi kolorami są czarny, niebieski, biały i szary. Jak również wszystkie zimne barwy.

18. Mimo natury marźlucha, uwielbiam zimę. Kocham tą porę roku, jest piękna i bardzo potrzebna. Kocham. kocham. kocham <3

19. Bardzo chciałabym mieć węża, jednak z powodu zimnych dłoni nie mogłabym go dotykać. ;-; Ogólnie jestem bardzo lubiana przez zwierzęta i nie ma takiego który by mnie nie lubił. Nie umiem zdecydować czy bardziej jestem kociarą czy psiarą jednak moim ulubionym zwierzęciem bezkonkurencyjne jest wilk.

20. Nienawidzę swojego charakter który bardzo często sprawia komuś przykrość;-;

Bardzo trudno było mi z niektórymi punktami ale było nawet zabawnie :p

Więęc nominuje:
Nikogo. xD ZUAAAAAAAA as fuck. Bayooo

Uh czej chwila jest sprawą nie mam ostatnio co czytać. Więc jak byście chcieli zareklamować swoje blogi albo kogoś kogo czytacie to śmiało. Chętnie przeczytam :* to już wszystko papa aniołki <3

czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 23 "List miłosny"

Edytowałam :*

Raven

 Pogłaskałam Bellę po głowie i westchnęłam. Jeśli znów uzależnieni się od eliksiru snu, to będzie nieciekawie...
Rozdrażniona blondyna już sama w sobie jest wkurzająca, ale po nałogowy spożywaniu tego dziadostwa? Tatusiu chce do ciebie... Eh, nie zrozumcie mnie źle, kocham ją, jest dla mnie jak siostra, łączy nas razem z Hawk'iem pakt krwi zawarty jeszcze w dzień naszego poznania się. Jednak naprawdę jej sposób bycia przy innych jest denerwujący. Nigdy nie wiadomo było kiedy zmienia twarz, przy rodzicach, służbie, gościach czy wilkach, a nawet tytanach. Nigdy nie mogło się przewidzieć jak będzie się zachowywać lub co powie. Często razem z bratem nazywaliśmy ją Enigmą. Zgarnęłam jej blond grzywkę na bok i przejechałam kciukiem po malutkiej różowej bliźnie przy linii włosów. Sama nie wiem kiedy ją zrobiła.
Zeszłam z łóżka dziewczyny i podeszłam do jej biurka, zgarnęłam długopis i kartkę i nabazgrałam kilka słówek ode mnie. Schowałam eliksiry do skrzynki razem z kartką. Spojrzała jeszcze raz na śpiącą dziewczynę i wyszłam z tej lodówy.
-Raven! -odwróciłam się w stronę Bestii podnosząc brew. Chłopak podrapał się po karku i dał mi kopertę. Kiedy wzięłam ją w dłonie, podszedł do mnie, pocałował mnie w policzek i odszedł do swojego pokoju. 
Okey... Pomińmy to, że uśmiechałam się jak głupia, policzki paliły mnie żywym ogniem, a gdzieś w głębi korytarza słychać było dźwięk pękające żarówki. Dotknęłam dłonią miejsca w którym jego usta dotknęły mojej skóry i przygryzłam wargę. To było coś innego niż do tej pory... Tamte pocałunki były namiętne, pełne pożądania, ale to... Całus był delikatny, jak dotyk skrzydłami motyla.  Westchnęłam i weszłam do swojego pokoju zdejmując szybko koszule i spodnie. Na bieliznę narzuciłam szlafrok i  otworzyłam kopertę, z której wypadła kartka i dwa zdjęcia. Podniosłam pierwsze zdjęcie na którym byłam razem z drużyną, a na drugim, ja i Bestia. Zdjęcie z podróży do Tokio. Wzięłam kartkę, która okazała się być listem.

Do Raven 
 Wiesz, nie zawsze się dobrze dogadywaliśmy, ale zawsze wiedziałem, że coś nas łączyło. Niejednokrotnie starałem się wywołać na twojej twarzy uśmiech i strasznie chciałem być tym, który zobaczy go pierwszy. 
 Jednak zostałem prześcignięty... Bolało jak diabli gdy, widziałem cię szczęśliwą z Melchiorem. Nawet nie wiesz jak żłuje, każdego złego słowa wpadającego z moich ust. 
Nie zdawałem sobie sprawy z siły tego uczucia, zanim nie trafiliśmy na Azarath, a ty miałaś wyjć za mąż za tego kretyna. Wtedy coś we mnie pękło. Zobaczyłem cię w sukni ślubnej  i żałowałem, że to on ma stać przy tobie na ołtarzu. 
 Pamiętam jak dałem ci tego kurczaka, widziałem go u ciebie, nadal go trzymasz. Nie masz się czego wstydzić, to słodkie. Cała, na swój dziwny, pokręcony sposób jesteś słodka, trochę mroczna, ale piękna. 
Proszę cię, wiem, że powinienem powiedzieć ci to twarzą w twarz, jednak nie umiem jeszcze normalnie spojrzeć ci w oczy, po uświadomieniu sobie moich uczyć do ciebie. No bardziej to Bella mi o tym powiedziała... Ale nie zmienia to faktu, że wiem co do ciebie czuję i proszę cię byś odpowiedziała na ten list gdy będziesz ich równie pewna co ja.  
Garfield.

Dotknęłam palcami policzka, po którym spływały łzy. Starłam je opuszkami i złożyłam kartkę na pół kładąc się na łóżku. Zgarnęłam kawałek pościeli i wtuliłam się w nią przecierając oczy. Co jakiś czas z półki spadały książki i różne papiery. Uśmiechnęłam się i patrząc na wielką kurę w rogu szafy zasnęłam. 



  Bella

Wstałam przeciągając się i zdjęłam z oczu opaskę i opatrunek, a z szafki nocnej zgarnęłam lusterko. Obejrzałam dokładnie oczy i ze smutkiem stwierdziłam, iż nie obejdzie się bez okularów przeciwsłonecznych. Przeczesałam włosy palcami i zrzuciłam z siebie narzutę strzelając mocno kośćmi. Ubrałam się i założyłam mój ulubiony kapelusz na głowę. Zbiegłam z piętra mieszkalnego do pokoju wspólnego po drodze mijając ziewającą Gwiazdkę, do której uśmiechnęłam się szeroko. Wpadłam szybko do pokoju wspólnego i usiadłam na krześle przy blacie, naprzeciwko mnie był już Richard, który smażył jajka.
-Skowronek na nogach?- wystawił pięć talerzy z czego szybko zaprzeczyłam i zabrałam z miski jabłko.
-Wychodzę dziś na spacer z Polaris.
Czarnowłosy pokiwał głową i odstawił talerz na miejsce.
-Robisz obiad jakby co, więc wróć przed 14 okey? -przytaknęłam i wgryzłam się w owoc. Zeszłam z krzesła i wyszłam z pokoju, po drodze przebijając piątkę z Cyborgiem. Weszłam do pokoju i od razu rzuciła mi się w oczy wielka, biała wilczyca śpiąca na łóżku. Zabrałam z szafy czarną, grubą smycz i kolczatkę. Podeszłam do łóżka i pogłaskałam zwierzę po łbie jednak ona się nie ruszyła, dalej leżała na wyrku i lekko prychała. Klepnęłam Polaris mocno w tyłek, a ta szybko podniosła się do siadu lekko warcząc. 
-Szkoda dnia na leżenie miśka. Idziemy zwiedzić miasto.
Odsunęłam zasłony z okien i otworzyłam je wpuszczając świeże powietrze. Wilczyca niechętnie zeskoczyła z łóżka i przeciągając się, podeszła do mnie kładąc się pod moimi stopami. Założyłam jej kolczatkę, która momentalnie zmieniła ją w psa. Wyglądała uroczo w mniejszej wersji. Zahaczyłam smycz o kółko i pogłaskałam ją. Szybko wyszłyśmy z wieży i skierowałyśmy się w stronę miasta. Pogoda była piękna ale i tak wolałabym, żeby padał śnieg. Ulice pięknie wyglądałyby w białym puchu, a budynki z oszronionymi szybami. Skierowałam się z Polaris do parku dalej wyobrażając sobie widok śnieżnego krajobrazu. Poprawiłam ciemne okulary na nosie, gdy nagle poczułam jak Polaris mocno mnie ciągnie za rękę. Krzyczałam za tym głupim zwierzakiem ile sił w płucach, a ludzie gapili się na mnie jak na kosmitę. Złapałam mój ulubiony kapelusz przytrzymując go by mi nie spadł i ciągnęłam ją w swoją stronę próbując ją zatrzymać. Kiedy miałam zamiar już puścić smycz poczułam mocne uderzenie, a w następnej sekundzie leżałam na ziemi obskakiwana przez to cholerstwo. Pisnęłam z powodu zderzenia się z ziemią. Spojrzałam na chłopaka który leżał naprzeciw mnie i klną cicho, westchnęłam. Lekko opalona karnacja, brązowe, wpadające delikatnie w szkarłat oczy przykryte gęstymi, czarnymi włosami z czerwonymi, nierównymi pasemkami, albo raczej refleksami. Czarne, sprane rurki z dziurami na kolanach, biała luźna koszulka z logiem bliżej nieokreślonym i skórzana kurtka. Obok mnie skakała Polaris, która lizała mi ręce i nogi. Był to ten sama chłopak co wczoraj w sklepie. Widziałam jak patrzy na moje czerwone kolano, które wylizywała suczka, wstał i podał mi dłoń, którą ja przyjęłam. Jego ręka była ciepła, duża z lekko szorstką skórą i nienaturalnie długimi palcami. Wyglądały jak kończyny pająka.
-Pan straszny gbur -zaśmiałam się i otrzepałam ubranie z kurzu.
-Blond chihuahua. -uśmiechnął się i poklepał moją głowę w kapeluszu. Czułam jak moje policzki się rumienią, oczy rozszerzają i już po chwili odwróciłam się na pięcie i odeszłam, nie chciałam patrzeć na ten jego uśmieszek. Podbiegł do mnie i odwrócił mnie do siebie za ramię.
-Może kawę? Ja stawiam - uśmiechał się do mnie zachęcająco, na co odwróciłam od niego wzrok i skupiłam go na dyszącym psie. Jej spojrzenie wręcz krzyczało "Nie! Nie wolno ci!" Na co tylko prychnęłam cicho i znów spojrzałam na chłopaka.
-Ale -zadarłam lekko głowę, bo z moim 1,70m na płaskich w porównaniu do jego, chyba z 1,90m było wręcz konieczne, i uśmiechnęłam się - wolę lody, shake'a? 
Przytaknął i podniósł smycz z ziemi, o której ja kompletnie zapomniałam, i podał mi ją.
Po około 10 minutach spaceru w miłej atmosferze doszliśmy do małej kawiarni. Usiedliśmy na kanapie, ja trochę dalej od niego, jednak on przewrócił oczami i przybliżył się znowu. Zabrałam ze stolika kartę, a drugą dałam chłopakowi na co cicho podziękował. Podeszła do nas białowłosa dziewczyna z prawie czarnymi oczami. W ręku miała mały notesik o który stukała długopisem. Miała delikatny, bardzo wymuszony uśmiech i lekko rozmazany tusz w zewnętrznym kąciku oka. Jej oczy były jeszcze lekko zaczerwienione i błyszczały się kiedy patrzyła na mnie.
-Dla mnie to co zwykle, a dla chihuahuy... -zajrzał mi przez ramię i zatrzymał wzrok na daniu, przy którym miałam palec- Truskawkowy shake. 
Dziewczyna kiwnęła głową i zakończyła pisanie mocno stukając o notesik. 
-Tak właściwie nadal nie znamy swojego imienia...- podeszła do nas białowłosa po kilku minutach i podała nam nasze zamówienia; kawę i shake'a. 
-Anabell, ale mów mi Bella.
-Ashton, a ta białowłosa przybłęda to Hope. -wskazał na dziewczynę, która nas obsługiwała.
 Rozmawialiśmy jeszcze długi czas. W końcu zobaczyłam, że na zegarze wybiła godzina 12 co znaczyło, że przegadaliśmy ze sobą praktycznie 5 godzin. 
-Musze już wracać. Dzięki za dzisiaj.
Wstałam razem z nim poprawiając bluzkę i wyciągając do niego dłoń jednak on zamiast jej uścisnąć znów położył mi ją na głowie, tym razem tarmosząc mi lekko włosy z uśmieszkiem. Przyciągnął mnie do swojego boku i objął ramieniem.
-Chyba nie myślałaś, że cię nie odprowadzę? -kiwnęłam głową na potwierdzenie i rozważałam ta opcje. Szybko jednak odsunęłam się od niego i zaprzeczyłam. Jeśli mnie odprowadzi pod wierzę zorientuje się, jeśli go gdzieś zaprowadzę, będzie mógł przyjść nieoczekiwanie.
-Ja nie idę do domu, idę do... Mojego brata...On... Ostatnio źle się czół i prosił, bym do niego zaszła. 
Wymyśliłam pierwsze co przyszło mi do głowy, Już odwracałam się z zamiarem odejścia, gdy chłopak znów przysunął mnie do siebie.
-Nie szkodzi. Naprawdę chętnie cię odprowadzę.
Walnęłam się delikatnie w czoło i obejrzałam dookoła. Myśl... Myśl...
"Przykro mi, wiesz jak mój brat reaguje, gdy cię obok mnie widzi. Wolę nie ryzykować, że znowu się pobijecie." Bingo kochana. Oderwałam wzrok od rudej dziewczyny wstającej od stołu i z udawanym zmartwieniem skierowałam swój wzrok na chłopaka.
-Wiesz naprawdę to doceniam ale...- odwróciłam lekko wzrok by być bardziej wiarygodna i zasłoniłam uśmieszek włosami- Mój braciszek jest nadopiekuńczy... Wiesz nie lubi gdy ktoś się obok mnie kreci i...i...
-Rozumiem. Uważaj na siebie. Ja zostanę trochę z Hope. Do zobaczenia.
 Szybko wyszłam z lokalu i skierowałam się w stronę wierzy. Myślałam trochę w drodze do domu o Ashu i Hope... Hope.
Hope, nie miało znaczyć przekazu, a imię. To był podpis...



  -Destiny! Znalazłam coś!- Candy zbiegła po schodach na dół akurat, gdy jej siostra zmieniała tabliczkę w drzwiach na "Otwarte". Niebieskowłosej od razu rzuciły się cienie pod oczami, blada cera oraz lekko przekrwione białka.
-Znów nie spałaś. -stwierdziła krótko dziewczyna i zabrała od siostry kartkę ze zdjęciem z kamer monitoringowych.
-Pracowałam nad tym. Na jednym z forum rozmawiali o tym, co wydarzyło się tu kilka miesięcy temu. Jakiś nastolatek z rozciętymi policzkami zaatakował grupkę nastolatków. -podała jej kolejne dwie kartki z raportem policyjnym. Różowowłosa najprawdopodobniej zhakowała sieć policyjną w poszukiwaniu tych informacji. -Poszperałam w internecie i znalazłam to...- przekazała kolejną kartkę papieru, tym razem był to zwykły rysunek chłopaka.
-Jakieś głupie historyjki nawiedzonych nastolatków. I co w tym takiego ciekawego? -niebieskowłosa nadal przeglądała kartki z informacjami. Co jakiś czas w oczy rzucały jej się zdania "Brutalne morderstwo", "Wycięty uśmiech", "Legenda o krwawym uśmiechu", "Zmasakrowane ciała", "Brakujące jelita porozwieszane na drzewie". Odchrząknęła i poprosiła siostrę ruchem dłoni o kolejną kartkę, jednak ta zanim ją jej podała lekko się zawahała. Destiny wyrwała kartkę z rąk dziewczyny i zaczęła szczegółowo oglądać zdjęcia z miejsca przestępstwa. Ofiara nr.1, Molly miała ranę po nożu na szyi, która widocznie była powiększana. Zamiast cienkiego otworu, w ciele była dziura o promieniu około dwóch centymetrów. Napastnik musiał mieć dużo siły, ponieważ by rana miała taka wielkość, nóż kuchenny do mięsa musiał być wepchnięty, aż po rączkę. Dalej była ofiara nr.2, Dean, poderżnięte gardło, wycięty nos i otworzony brzuch. W środku brakowało jelit, koszulka była całkowicie czerwona, choć wcześniej miała odcień błękitu. Pozostałe trzy ofiary wyglądały dużo gorzej. Poucinane palce, podcięte ścięgna i wycięte napisy na ciele. Ręka blond włosej dziewczyny była w okropnym stanie.Przypominała udziec kurczaka połączone z pałką, które małe dziecko nieudolnie próbowało oderwać. Kończyna trzymała się jedynie na stawie w łokciu, a mięso i skóra odsłaniały kość denatki. 
-I co w związku z tym? -oddała papiery siostrze, nie kupowała jakoś tej historyjki. Wyjęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów i odpaliła jednego mocno się zaciągając.
-Zgadnij kto z nim walczył. -zza pleców wyciągnęła kolejne dwie kartki. Tym razem był to materiał z gazety i zdjęcie z wiadomości. Na zdjęciu była postać w granatowym kapturze odwracająca się od obiektywu, a druga, chłopak z na żelowanymi włosami i masce, on wyglądał jakby chciał odepchnąć od siebie reportera.
-Tytani? Tylko ta dwójka? Co z resztą? Zjadł ich potwór z Loch Ness? Bez przesady, chyba w to nie wierzysz?! -rzuciła papierami na kontuar i wyminęła siostrę. -Zajęłabyś się sprawą matki! Zapomniałaś co się jej stało?! Jak umarła na naszych oczach?! -nie panowała nad swoimi emocjami. Candy patrzyła na nią otwartymi w strachu oczami. Od dawna nie straciła nad sobą kontroli. Odrapywanie starych ran związanych z matką sprawiało, że Destiny traciła zimną krew. Candy spuściła głowę i przytaknęła lekko. Wyłamywała palce nie wiedząc jak się zachować więc szepnęła tylko "przepraszam" i wspięła się na górę, kiedy dzwonek ogłosił przyjście klienta, a jej bliźniaczka powitała gościa. 
 Candy rzuciła się na łóżko w swoim pokoju i warknęła w poduszkę wygłuszające dźwięk. Jak zwykle siostra nie brała jej na poważnie. Uważała, że jest jeszcze dzieckiem, chodź sama była od niej starsza o 7 minut. Rzuciła poduszką w pizze o ścianę prawie pozwalając lampę z lawą. Odetchnęła kilka razy głęboko i starła pojedyncze łzy, które wpłynęły z jej oczu. Był dopiero ranek, dziś jej siostra otwierała, po południu ona przejmowała sklep i go zamykała, podczas gdy  niebieskowłosa, zajmowała się papierami. Wieczorami  szukała informacji i wymyśliła nowe bronie które mogły by współgrać z chemikaliami Destiny. 
Ogarnęła pokój szklanym wzrokiem zaczesując włosy do tyłu i chwyciła do ręki laptop oklejony różnymi nalepkami. Było ich tak dużo, że nie było widać nawet loga firmy produkującej go. Uruchomiła przeglądarkę i zaczęła wyszukiwać w niej frazę "legendy". Ciekawiły ją historyjki, portale informacyjne, fora społeczne, a nawet blogi. Jednym słowem; desperacja. 
 Po czterech godzinach szukania znalazła tylko odnotowane wzrosty zniknięć dzieci, dużą ilość samobójstw a nawet brutalnych morderstw. Wszystko w przeciągu roku. Policja nie jest w stanie wytłumaczyć tych przestępstw. 
-Coś tu nie gra...-mruknęła pod nosem dziewczyna sprawdzając jeszcze raz 11 w pasku kartę przeglądarki. Jedno z brutalniejszych morderstw zostało dokonane w bardzo spokojnej dzielnicy obok kościoła. Otworzyła szybko szufladę biurka, mało co nie wywalając jej i z pośród papierów wyciągnęła mapę. Odsunęła laptop dalej na prawie krawędź łóżka i rozłożyła na jego szerokości papier. Na szafce nocnej zawsze miała notes i piórnik, z którego wyciągnęła długopis z Spongebobem i marker o zapachu arbuza. "Może jednak jestem dziecinna..." pomyślała i zaznaczyła dzielnice, w której doszło do starcia tajemniczego czarnowłosego i Tytanów. Potem naniosła na nią lokalizację porwanych dzieci, samobójstw i innych zabójstw. Wszystko wskazywało na to, że sprawcy nie oddalają się od wyznaczonej granicy. Nie łączy ich nic prócz tego zakresu. Długopisem zaznaczyła kółko, które składało wszystkie kropki w okrąg.
-Od Heartwar do Sunsetland jest jest 250 km. Od Heartwar do Hell's Kitchen tyle samo... Za to Heartwar do granic Jump City, tam gdzie dokonano morderstw, było tylko 230 km... 
Candy przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz na mapę. Prawie w całym tym obszarze miały miejsca przestępstwa, ale nie na jednej z ulic... Coweelstreet.
-Candy! Twoja zmiana!-usłyszała głos siostry i natychmiast zerwała się z łóżka, po drodze wywalając się o próg i zbiegła na dół. Minęła na schodach Destiny i ustała za kontuarem z uśmiechem. 
 Odkąd była mała, uwielbiała muzykę, jej mama często śpiewała im i grała na gitarze, gdy dziewczynki nie mogły zasnąć. Wtedy zjawiała się ona, wcielenie dobroci serca i układała im na poczekaniu piosenki z 3 przypadkowych słów sióstr. Candy uwielbiała wracać do przeszłości tej miłej, gdy razem z mamą i siostrą chodziły do wesołego miasteczka i zajadały się watą cukrową. Przypominało jej to jak wspaniale było jej i jak bardzo kochała je ich rodzicielka, jednak gdy ona została zamordowana, Destiny unikała jej tematu. Różowa to rozumiała, było jej ciężko się z tym pogodzić, w końcu zostały same w wieku 13 lat. Gdy miały 14 lat, niebieska namówiła ją na lekcje dodatkowe, boks, karate. A nawet strzelnica po szkole. Wtedy, nieświadoma planu siostry Candy zgadzała się na to uważając, że tak chcę się pozbyć przykrych wspomnień. Z resztą, miały tylko siebie w sierocińcu i bała się, że przez jej odmowę, stracą dla siebie czas. Jednak po roku zgłosiła się do przybytku ich daleka "ciocia". Siwa staruszka, dawna znajoma ich matki. Okazało się, że tydzień przed śmiercią odwiedziła ją po raz pierwszy od wielu lat przekazując jej ostatnią wolę. Pieniądze, polisa na życie, oraz mały dom należą do jej córek, za to one, mają trafić do ostatniej bliskiej osoby Violet, Harriet Payn. Tak oto Alex i Sophie zamieniły się w Candy i Destiny Payn. 
-Ej ziemia do ślicznej, mam to sobie wziąć czy mi skasujesz? -zamrugała szybko oczami i spojrzała na rudawego chłopaka o dosyć opalonej skórze i ciepłych brązowych oczach. Uśmiechnęła się lekko rumieniąc i zabrała od niego album, cicho przepraszając.
-Nic nie szkodzi, ale na przyszłość uważaj bo cię okradną. Okey?-chłopak oparł się biodrem o kontuar i uśmiechnął się uwodzicielsko do dziewczyny, która pod wpływem jego spojrzenia, zarumieniła się jeszcze mocniej.
-Tak jasne. Dziękuję. 11 dolarów...-chłopak zapłacił i pochylił się nad ladą w stronę różowowłosej szepcząc jej do ucha "Roy", na co ona przełknęła głośno ślinę i odpowiedziała "Candy". Rudy odsunął się szybko od niej i odszedł od czerwonej kasjerki. Dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze z ust.  Candy sama nie wiedziała, w którym momencie wstrzymała oddech. Może było to, gdy niechcący chłopak dotknął jej ręki płacąc, a może, gdy jego ciepły oddech muskał jej ucho szepcząc jej swoje imię. 
Różowowłsa wyjęła z lodówki na kontuarze zimny napój energetyczny i  przyłożyła go sobie do policzka. Mogłaby przysiąc, że usłyszała syk.

2654 słów XD jestem z siebie dumna
 \(*-*)/  Hmmmm dodaje ten rozdział nie edytowany ponieważ mam już sama dość czekania ;-; napisałam jeszcze nawet jeden i serio aż żal mi czekać (;----;) co do tak długiej nieobecności...NIE MAM KOMPUTERA ;-; Tak więc rozdział wygląda tak a nie inaczej... przykro mi za zwłokę mam nadzieję że brak kolorów i pogrubień czcionki nie utrudniło wam czytania... Bardzo przepraszam....nie mam pojęcia kiedy wrócę do domu i kiedy będzie komputer tak więc na razie będę pisać na zapas ^^ 
Kocham was aniołki <3 
Wasza Lily :*

czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 22 ,,Dwa oblicza bohatera"

Bella

Red Rose
Pociągnęłam dużego łyka shake'a i weszłam do lokalu. Winno czerwone ściany, ciemno brązowe półki z płytami, plakatami i innymi gadżetami związanymi z muzyką. Białe panele rozjaśniały otoczenie, tak samo jak białe spiralne schody.
-Witamy w sklepie Red Rose. W czym mogę pomóc? -zza ladą stał młody chłopak, który bez emocji gapił się w książkę i mówił wyćwiczoną regułkę. Poprawiła torby z ciuchami na ręce i obeszłam półki wzdłuż. Okey ten chłopak nawet nie obejrzał się, gdy zastukałam w perkusje... Podeszłam do lady i przechyliłam kubek z piciem. Nie zrozumcie mnie źle. Jestem dobrą dziewczynką, ale czasem lubię powkurzać ludzi... Zaczęłam siorbać tak głośno jak się tylko dało. Chłopak nareszcie na mnie spojrzał, jego pulsująca na skroni żyła sprawiała, że prawe oko dostało tiku nerwowego.
-Czeeeeść -przestałam siorbać i uśmiechnęłam się zadowolona z siebie do chłopaka, który jęknął.
-Po co to robiłaś? To denerwujące... -zaśmiałam się i podniosłam książkę, którą czytał wcześniej.
"Carrie"? Przeczytałam opis z tyłu i aż dostałam dreszczy.
-Ciekawe... -oddałam mu tomisko i zaczęłam przeglądać naszyjniki na obrotowym wieszaku.
-Justin Bieber jest na samym końcu po lewej. Blondi...-  fuknęłam szepcząc to samo co wcześniej innemu na temat koloru moich włosów i wybrałam nieśmiertelnik z napisem "Bad Wolf".
-Przypominasz raczej chihuahue niżeli wilka...
Fuknęłam jeszcze raz w ogóle się nie przejmując jego słowami znów zaczęłam siorbać picie. Po kilku sekundach nie wytrzymał i znowu jęknął.
-Okey, wygrałaś, przepraszam...- czarnowłosy wyprostował się przez co zauważyłam, że jest jakieś 20 cm większy ode mnie. Położył mi dłoń na głowie i poklepał ją delikatnie, przeczesując włosy. Odwróciłam się na pięcie o 180° i wymaszerowałam z lokalu rzucając ciche " do widzenia"
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz odetchnęłam głęboko i poprawiłam czarny kapelusz. To było nazbyt dziwne...
-Uważaj!
Zostałam porwana w ramiona i odwrócona, przez co spadający samochód wylądował w miejscu w którym stałam, a ja byłam jakieś pół metra od niego. Podniosłam głowę i spojrzałam na gostka w czarnym kostiumie i  czerwonym "X" na twarzy. Znowu poprawiłam kapelusz i kiwnęłam głową w stronę mojego bohatera. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam jak grupka ludzi rozwalają ulicę. Z banku wydobywał się dym, a w drodze było kilka ogromnych dziur. Rzuciłam przez ramię ciche "dzięki" i wbiegłam w jakąś uliczkę. Wyjęłam z kieszeni komunikator i zadzwoniłam do Dick'a
-Co jest?
-Serio nie wiesz? Bank napadnięto, ulica wygląda jak szwajcarski ser, a mnie mało nie zmiażdżył samochód! Co wy robicie? Wielką orgie z kozami czy jak?! (Za słownictwo przepraszam, ale kocham ten tekst XD )-Przycisnęłam się bardziej do ściany kiedy w zaułek w którym byłam wleciał gruz. Zakasłałam parę razy i odmachałam kurz.
-Grayson nie mogę się przebrać, za dużo tu ludzi, którzy mogli by mnie zobaczyć...
-Wiem namierzyłem cię. Raven zaraz tam będzie, na nas musisz poczekać, dosyć daleko poszłaś... -kiwnęła na potwierdzenie głową i zamknęłam urządzenie. Obok pojawiła się Raven, która wytworzyła wokół mnie czarną ścianę. Szybko się przebrałam i pociągnęłam przyjaciółkę za nadgarstek wybierając z kryjówki.
-Hive Five -mruknęła fioletowowłosa -Brakuje Mamuta i Bill'a... Zajmij się nimi, skontaktuje się z Bestią, a potem ja biorę Jinx.
Kiwnęłam głową i cisnęłam wiązką mrozu w dzieciaka na robo nóżkach. Promień trafił w jedną, a potem w drugą kończynę. Pobiegłam do dzieciaka i z łokcia trafiłam w jedno zamrożenie, a potem drugie. Lód skruszył się, a chłopak zaczął spadać. Odskoczyłam od miejsca gdzie miała rozbić się maszyna i i szybko zaatakowałam gostka w pelerynie z barku.
Chłopak złapał się za ramię i syknął w moją stronę. Zarzucił peleryną i zniknął. Raven walczyła na magię z Jinx. Mały chłopak leżał pod mechanicznymi częściami i krzyczał coś niezrozumiałego. -Chłopaki zajmują się resztą kilka ulic dalej, musimy radzić sobie same!- krzyknęła Raven unikając ciosów Jinx. Jak wywnioskowałam z myśli małego chłopaka, on sam nazywał się Gizmo, a chłopak o mocnym murze psychicznym to Kyd Wykkyd. Obejrzałem się dokładnie dookoła, murzasty gdzieś zniknął, a Jinx zaczepiała Raven, przez co co chwilę jej oczy błyszczały szkarłatem. Poczułam mocne kopnięcie w plecy. Lewa łopatka zabolała mnie jak cholera, a w płucach na chwilę zabrakło mi powietrza. Kaszlnęłam i złapałam oddech. Oczy zaszkliły mi się, a policzki rozgrzały. Wkurzona walnęłam z pięści w mostek i  odwróciłam się w stronę czerwonookiego. Między palcami wytworzyłam małe gwiazdki, a drugą wyciągnęłam z kieszonki kulki gazowe. Szybko rzuciłam w mrocznego gwiazdkami, których on zgrabnie uniknął, a potem kulkami, które roztrzaskały się o ziemię i wypuściły srebrny, iskrzący się gaz. Założyłam bandamkę i zamknęłam oczy. Gaz w kontakcie z oczami wywoływał łzawienie i zapalenie spojówek, a w zapachu przypominał skarpetki Bestii po treningu... Niezbyt miło... Chłopak delikatnie i prawie bezszelestnie stąpał po ziemi, jednak jego peleryna szeleściła cicho z każdym krokiem.
Nic nie słyszałam...
Nic, a nic... Nie jest głupi...
Czyli odczepił ją.
Zostałam odrzucona do tyłu. Warknęłam i złapałam za medalion cicho odmawiając regułkę. Kiedy chłopak zbliżał się do mnie, z medalionu w strudze białego światła wyskoczyła Polaris wgryzając się w jego tors. Szarpnęła za materiał rozgrywając go, a przy tym i kawałek skóry Kyd'a. Oczy piekły mnie niemiłosiernie, łzawiły i swędziały.
Dlaczego zawsze obrywam?!
Wilczyca ugryzła go w ramię, słychać było po tym charakterystyczny dźwięk łamanej kości i krzyk chłopaka, potem złapała za jego mogę i machając nią na wszystkie strony jak małym zającem, rozerwała powstałe w skutek ugryzienia rany. Krew skapywała po jej białym pysku, a oczy były zamglone. Dym w końcu opadł, a ja zdjęłam bandamkę z nosa i ust, gwiżdżąc. Wilczyca puściła ciało Wykkyd'a i otrzepała się rozrzucając wszędzie krew, której drobną część skapnęła na mnie. Ledwo wstałam z tyłka podtrzymując się o wilku. Moje plecy już wcześniej były w niezbyt dobrym stanie, jednak teraz, błagałam w myślach wszystkie bóstwa kosmosu o ratunek.
-Yuki! -podtrzymując się jedną ręką o szyję wilczycy, a drugą moją lewą stronę zaśmiałam się. Raven rzuciła mi się w ramiona głaszcząc delikatnie moje włosy, które iskrzyły się od drobinek gazu i spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
-Gaz oślepiające na Kyd'a?! Ogłupiałaś?! On ma zasłonięte oczy i nos! -pacnęła mnie w ramię i pogłaskała Polaris po łbie. Sama wilczyca ugięła się tak bym mogła na nią wsiąść. Szybko to zrobiłam wtulając się w miękką, pachnącą miętą sierść zwierzęcia. Zapach mięty zawsze był w mojej rodzinie zapachem ulgi, zdrowia i bezpieczeństwa. Szczególnie w tej roślinie lubował się mój brat, który niezbyt miło pożegnał się ze światem. Mimo, że nie dogadywaliśmy się niekiedy szczególnie dobrze, to jednak znałam Christiana Neve jak własną kieszeń. Spędziłam z tym matołkiem dobre 13 lat i zdążyłam się sporo o nim dowiedzieć w tym czasie, mimo, że tylko z obserwacji. Teraz ten idiota, gdyby żył miałby jakieś 21 lat. Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach zmieszane z ropą, która nie przestawała wypływać z oczu. Pognałam wilka lekkim uderzeniem kostki w bok i złapałam się mocniej, gdy ta zaczęła biec. Zgrabnie wskoczyła na jeden z dachów i dalej kierowała się nimi w stronę wierzy. Wolałam szybko dotrzeć do bazy i nie wnikać w rozmowy z innymi. Musiałam szybko przemyć oko i nałożyć na nie odpowiednie medykamenty i opatrunek. Komunikator kilkakrotnie wibrował i piszczał w mojej sakiewce przy pasie, ale starałam się to ignorować i dalej popędzać Polaris. Zwierzę dyszało już ciężko, ale dotrwała do małej, ciągnącej się od brzegu do wyspy na której była wieżą, dogi. Wpatrywałam się w taflę wody w której delikatnie odbijał się zachód słońca. Ziewnęłam przeciągle i bardziej wtuliłam się w miękkie, białe futro wciągając zapach mięty. Strażniczka zatrzymała się przy budynku i położyła się tak bym mogła zejść. Zwlokłam się ze zwierzęcia i odprawiłam ją do medalionu, w którym po chwili pokazał się wizerunek wilka wyjącego do księżyca. Wpisałam kod, zrobiłam skan linii papilarnych, jeszcze w miarę zdrowej siatkówki i próbki głosu. Drzwi otworzyły się i weszłam do windy.
-Które piętro? -rozbrzmiał delikatny kobiecy głos. Mruknęła numer piętra z pokojami na tyle wyraźnie by komputer mnie zrozumiał i zamknęłam zmęczone oczy. Szybko wyszłam z windy po jej zatrzymaniu się i weszłam do swojego pokoju. Złapałam z biurka lusterko i spojrzała na oczy krytycznie. Całe policzki płynęły w łzach, rzęsy i kąciki oczu pozaklejane były w zastygającej już ropie, a białka były mocno przekrwione. Gdzie nie gdzie błyszczały w kącikach małe srebrne kryształki, tak samo jak na rzęsach i brwiach. Z szuflady wyciągnęłam sporą drewnianą skrzynię i otworzyłam ją. Wyciągnęłam z niej białą, wyszywaną zdobienie nicią chusteczkę i kilka fiolek z kolorowymi płynami. Jedna czerwona, czyli środek oczyszczający robiony ze śliny leśnych nimf, drugą złotawą", znieczulenie robione z kwasu kwiatu fliory i dwie inne. Jedna była jasno różowa, delikatnie przebłyskująca fioletem o działaniu przeciwzapalnym, a druga biała, gęsta jak syrop, która miała za zadanie wyciągnąć ropę. Zapadał już powoli zmrok. Więc z westchnieniem wyciągnęła jasnoniebieski lekko bulgocący płyn. Nie był podpisany, tak jak reszta fiolek z tym płynem. Bo po co? Tylko jeden eliksir miał tak czystą, błękitną, lodową barwę. Spod biurka wyciągnęłam butelkę białego wina i wlałam go trochę do kieliszka, dodałam do niego dwie łyżeczki płynu i zamieszałam. Opatrzyłam oczy i kładąc się do łóżka zawinęłam oczy w bandaż i założyłam opaskę na oczy. Położyłam się na puszku i przyjemne zimno przeszło wzdłuż mojego ciała. Duszkiem wypiłam kieliszek z winem i szybko zasnęłam.


-Slade! Jak on mógł?!
Białowłosa chodziła po pokoju w kółko i w kółko wyzywając Wilsona od najgorszych. Red bez żadnego zainteresowania kończył czytać książkę na jej łóżku co chwilę spoglądając na nią znad tomiska by po naśmiewać się z jej zachowania. Dla niego było wręcz oczywistym, że ich Mistrz tak postąpi. Hope była za bardzo pewna swego, a teraz przyszło jej płacić tego cenę. Dopiero po załatwieniu ostatniego celu z listy, około trzy godziny później zauważyła, że imiona denatów układają się w jej pseudonim. Ash widział w tym swojego rodzaju plusy. Jeśli dowiedzą się o niej zdobędzie sławę, szacunek, będzie bardzo wpływowa osobą, nawet bardziej niż Anioł Stróż Chris z jedenastej dzielnicy. Facet był szanowanym informatorem w całym Jump City. Sam wiedział wszystko o wszystkim i wszystkich, ale on sam był wielką za
gadką. Policja sama korzystała czasem z jego usług za porządną cenę. Wszyscy wiedzieli, że dla Chrisa Angel'sa liczy się tylko kasa, a szacunek dla klientów miał głęboko i szeroko gdzieś. Swego czasu Red korzystał z jego usług nie jeden raz i prawdą jest, że jego oczy były zimne jak stal. Przeszywały cię, całą twoją duszę na wskroś. Patrząc w nie, czułeś jak mrozi ci się krew w żyłach, ręce pociły się od ciężkości spojrzenia, a serce waliło basem gotowe do ucieczki. Sam białowłosy nie wyglądał na silnego, ale jego chłodna postawa, bijącą od niego agresja sprawiała, że wydawał się na o wiele, wiele bardziej potężnego.
Chłopak znów spojrzał na dziewczynę. Wyrywała sobie włosy z głowy, warczała i tupała nogą.
-Zegar. -mruknął znad książki i wskazał zdezorientowanej dziewczynie urządzenie. Wskazywał już siódmą, co białowłosa skwitował cichym jękiem. Wyciągnęła z szafy ubrania i popędził do łazienki. W ekspresowym tempie wzięła prysznic i po niespełna dwudziestu minutach wybiegła z łazienki przebrana i umalowana. Związała włosy w koka, zgarnęła torebkę z łóżka i wybiegła z domu, łapiąc szybko taksówkę. Przez cały czas nie myślała o niczym innym, niż sprawie z jej imieniem.
 Weszła do małej kawiarenki, a mały dzwoneczek poinformował o jej przyjściu. biało czarne kafelki, zielona kanapa na środku, przed nią stolik do kawy, na której był wazon z kwiatkami. Po bokach poustawiane były średniej wielkości, czarne stoły, a przy nich krzesła, a na ścianach wisiały czarno białe zdjęcia z ślubów, urodzin i spotka rodzinnych. Ściany pomalowane na jasno zielony i biały kolor co dodawało spokoju lokalowi. Podeszła do lady i z wieszaka zdjęła czarny fartuszek, który przewiązała w pasie.

-Znów spóźniona...-mruknęła czarnowłosa dziewczyna naliczając na kasie. Włosy miała związane w luźnego warkocza, a zielone, lekko brązowe oczy jeździły z cyferki do cyferki na klawiaturze. Pełne, wiśniowe usta układały się w lekkim grymasie.
-Wiem, wiem -machnęła dłonią i zabrała z pod lady ścierkę by wytrzeć stoły. Mlle Mensonge była surową kobietą o żelaznych zasadach. Pochodziła z Francji, a dokładniej z Lyon'u. Przeprowadziła się do Jump City niedawno, a już zdarzyła otworzyć własna kawiarenkę, o której tak marzyła. Często pokazywała swoim pracownicom zdjęcia z jej miasta, które kiedyś robiła i opowiadała o ich historii. Najczęściej były to historie o moście Bonapartego, czy katedrze Jana Chrzciciela. Dziewczyny słuchały jej zawsze uważnie, co bardzo podobało się Mensonge.
 Hope odwróciła się do ciemnej blondynki z dość ciemną opalenizną i wyraźnym makijażem. Po lewej stronie jej głowy, był mały kucyk związany gumka z kuleczkami. Ubrana w zwiewną biała sukienkę, machała z uroczym uśmiechem w stronę białowłosej. Sylvia była młodą studentką, która uśmiechała się do każdego kogo spotka. Parę stolików dalej była Kanra, dwudziestopięcioletnia Azjatka o bardzo uroczej twarzy. Jasno brązowe włosy z grubą, prostą grzywką, ciemne oczy i jasne, delikatnie malinowe usta. Dziewczyna od pierwszego dnia w tym miejscu wiedziała, że tu nie pasuje. Dziewczyny były słodkie, pełne wdzięku i dziewczęcego uroku, którego brakowało Hope. Ona trzymała się z boku, jeśli już się uśmiechnęła, to delikatnie, sztucznie, tak by stwarzać pozory normalnej. Sylvia i Kanra świetnie się dogadywały, ale ona, nie umiała nawet czasem udawać że czuje się dobrze w ich towarzystwie. Białowłosa była spokojna, cicha, unikała kontaktów z ludźmi, a przez swoją inteligencję często odstraszała swoja postawą innych.

Red X



Zaśmiałem się wyglądając z okna pokoju dziewczyny. Znów spóźni się do pracy, a trudno było pogodzić życie prywatne i te przestępcze. Hope musiała stwarzać pozory grzecznej, ułożonej mieszkanki Jump City. Właśnie dlatego pracowała w miejscu, którego szczerze nienawidziła i uśmiechała się do ludzi, którzy są na jej liście do zabicia. Zamknąłem okno i wróciłem do czytania książki, moja zmiana zaczyna się o czternastej, więc miałem czas. Mimo tego, że wyglądaliśmy jak, dość dziwna, para, to nic nas nie łączyło. Hope miała jasne podejście do mężczyzn, unikać ich jak ognia, natomiast ja, ja nie zawracałem sobie nimi głowy. Nie byłem gejem, co to to nie, lubiłem popatrzeć sobie przelotnie na kobiece miejsca na ulicy, lub obejrzeć, jakiś ciekawy filmik, ale związki nie były dla mnie. Nie lubiłem kłamać najbliższym, a mając dziewczynę, właśnie to musiałbym robić. Kłamać, kłamać i kłamać. Zapewne w niedalekiej przyszłości musiałbym wybierać, miłość lub zawód.
Czasem lubiłem wyobrażać sobie, że koło mnie ktoś stoi, że w mojej egzystencji ludzkiej, ktoś mi towarzyszy. Nieraz była to niska szatynka z szlachetnymi, zielonymi oczami, które na myśl przynoszą królewskie szmaragdy. Innym razem była to wysoka, ciemna blondynka z uroczym śmiechem, opaloną skórą i ciepłymi brązowymi oczami jak mleczna czekolada, która głaskała mnie po głowie i skupiała całą moją uwagę na sobie.
Jęknąłem rozdrażniony, odłożyłem książkę na szafkę nocną i przetarłem oczy dłońmi. Cały dobry humor prysł, jak bańka mydlana po kontakcie z kaktusem. Wstałem z łóżka, z krzesła zgarnąłem swoją kurtkę i zabierając z szafki na buty zapasowe klucze, wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi. Musiałem się przejść, odpocząć i pomyśleć, a najlepiej mi się to robi w parku, na świeżym powietrzu. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów i włożyłem jednego do ust. Popatrzyłam na staw przy którego brzegu szedłem. Na tafli wody pływały łabędzie i kaczki. Wyciągnąłem zapalniczkę i zacząłem podpalać końcówkę papierosa zaciągając się.
 Usłyszałem kobiecy pisk i nagły ból tyłka z powodu zderzenia się z ziemią. Spojrzałem na winowajczynie i aż się zaśmiałem. Długie, jasne jak śnieg nogi okryte w ciemne szorty, krótki tułów z kobiecymi kształtami. Na nosie miała ciemne okulary, które zasłaniały całe oczy, a na długich, blond włosach kapelusz. Obok niej skakał duży, biały pies, który lizał jej ręce i nogi. Była to ta sama dziewczyna co wczoraj w sklepie. Spojrzałem na jej czerwone kolano, które wylizywał pies, wstałem i podałem jej dłoń, którą ona przyjęła. Jej ręka była zimna jak u trupa, miała chude palce i gładką skórę.
-Pan straszny gbur -zaśmiała się uroczo i otrzepała ubranie z kurzu.
-Blond chihuahua. -uśmiechnąłem się i poklepałem jej głowę w kapeluszu. Zobaczyłem tylko jak jej policzki się rumienią, oczy rozszerzają i już po chwili odwróciła się na pięcie i odeszła nawet nie biorąc do ręki smyczy, która ciągnęła się za psem. Pobiegłem do niej i odwróciłem ją do siebie za ramię.
-Może kawę? Ja stawiam -uśmiechnąłem się do blondynki, która spojrzała na psa. Westchnęła i pokiwała głową.
-Ale -zadarła lekko głowę i uśmiechnęła się - wolę lody, shake'a? Zgodziłem się i podniosłem smycz z ziemi podając ją dziewczynie.

Więęęęc... rozdział miał być już we wtorek, aleeeee~ byłam tak leniwa że serio nie dałam rady obrobić tego gniotu ;-; Gomenasai ;-; lenistwo wygrało, ale następny rozdział został już zaczęty :)Tak trochę (bardzo -.-) bez BBxRAV ;-; ale scenki cute będą w następnym rozdziale ;)

Miłego dnia śnieżynki :* 
Lily♥


sobota, 14 maja 2016

Rozdział 21 ,,Zmarli są bliżej nas, niż to sobie wyobrażamy"

Bestia


-Przykro mi...- wyszeptała blondynka przykładając mi dłonie do pleców. Były zimne jak lód i idealnie chłodziły moje obolałe plecy.

-Nic ci jeszcze nie powiedziałem. Skąd wiesz co mi się stało?- lekko syknąłem gdy za mocno nacisnęła na stłuczoną łopatkę.
-Mówiłam już... Słyszę ludzkie myśli, mam wgląd do ich umysłu, wspomnień. Znaczy nie wszystkich. Są wyjątki. Istoty z naturalną barierą. Jest ich niewielu, ale są...
- Przykro mi.
-Za co?- zaczęłam mi owijać bandaż wokół klatki piersiowej chichocząc cicho pod nosem.
-Musisz to znosić cały czas... Jest ciężko?
-Czasami... Jednak niektóre myśli są piękne. -usiadła przede mną na podłodze owijając ramiona wokół kolan. -Kiedy patrzę na parę trzymającą się za dłonie, którzy spacerują po parku wpatrzeni w swoje oczy, słyszę ich myśli o swojej drugiej połówce, deklaracje miłości, które zostaną wypowiedziane w najważniejszym dniu i wspomnienia jak się poznali. Widzę jak wyobrażają sobie ich wspólne życie. To jest piękne. -wpatrywała się rozmarzona w podłogę gdzieś koło moich stóp.
-Chciałabyś tak? -Oderwała wzrok z przestrzeni i przeniosła go na mnie podnosząc brew do góry.
-Ale co? -wywróciłem oczami i ześlizgnąłem z łóżka, by usiąść przed nią.
-Takie życie. Chłopak, miłość, ślub, miłość, dom, miłość, rodzina, miłość...
-Okey... Czemu co drugi wyraz to "miłość"? -zaśmiała się, a po niej i ja.
-To mała aluzja do tego, jak się ją "okazuje"...- zaczęliśmy się jeszcze głośniej śmiać.
Nagle jednak spochmurniała, wyprostowała się i westchnęła głęboko.
-Opowiem ci historie o nieszczęśliwej miłości. Najokropniejszej ze wszystkich...
-Niby czemu taka okropna?
-Bo jednostronna, nieodwzajemniona.
Spojrzała mi w oczy. Jej niebieskie tęczówki szkliły się jak kryształki, a policzki lekko się zaróżowiły. Zamknęła oczy i odetchnęła jeszcze raz.
-Kiedy go poznała, była młoda, ale bardzo cierpiała. Nikt nie pytał czego chce, trzymali ją na uwięzi, hodowali do perfekcji, której ona, nie mogła dosięgnąć. Pewnej bardzo pięknej, gwieździstej nocy, przybył do niej z nieba. Poważnie mówię. Wleciał na jej balkon jak ptak. Piękny, energiczny, lubiący biegać, ptak. Wiesz za czym tak gnał? Za swoim fezem. Wyleciał z innego czasu i wymiaru dla czapki z frędzlem. To było dziwne. Bardzo... Ona mu go zabrała i założyła na głowę.

Bella

-Jak masz na imię? -krzyczałam ze śmiechem uciekając. Mężczyzna gonił mnie, a uwierzcie, biegać to umiał szybko, choć na takiego nie wyglądał.
-Doktor! Wracaj tu!
-Nie nazywasz się Doktor. Masz inne imię, ale nie słyszę go. Czemu go nie słyszę?
 Zatrzymała się w środku lasu do którego wbiegliśmy. Mężczyzna pogłaskał mnie po głowie.
-Moje imię nie może zostać wypowiedziane. Mówi John Smith.
-Nie.
-Co?
-Wolę Matt. Bardziej ci pasuje. 
-Matt Smith? Hm... Maty Smith. Dobre. Pokazać ci coś? 
 Kiedy kiwnęłam głową, Matt wyprowadził nas z lasu i zaprowadził pod zamek.
-Ładny zamek. Taki... Duży...
Kiwnęłam głową i wprowadziłam go do środka. Kiedy zobaczył nasza służkę, wyciągnął jakieś urządzenie i machał nim wokół niej.
-Co to za rasa?
-Ludzie...
-Ale czuję zmianę DNA. Są w niej obce komórki...
 Zaśmiałam się smutno oglądając białowłosą dziewczynę. Jej niebieskie oczy lśniły błękitnym blaskiem.
-Trik rodzinny. Wytwarzany małe kryształki lodu, które umieszczamy pod skórą... -podniosłam jej włosy odkrywając małą bliznę.
-To.... To jest...
-Złe, wiem. Co chciałeś mi pokazać?
-To ci się spodoba! Chodź.
 Znów trafiliśmy do mojego pokoju, weszliśmy na balkon, gdzie stała niebieska budka. Otworzył drzwi małym kluczem i pociągnął mnie za rękę do środka. 
-Jest większa...
-W środku. Tak wiem.

  Przeżyliśmy razem wiele przygód. Matt był nieobliczalny, genialny, przebojowy, nie z tego świata... Po prostu był Doktorem.


-Widzisz Bestio, ten mężczyzna był jak gwiazdy. Można go było kochać, każdy mógł o tym wiedzieć, ale on tego nie odwzajemniał. Było wiele innych na jej miejscu, starszych niż głupiutka czternastolatka, ładniejszych i mądrzejszych, bardziej odważnych, po prostu idealniejszych. Nigdy nie zakochuje się w gwiazdach dobrze? Ja wiem, że kuszą, są piękne i idealne, ale to przynosi dużo cierpienia. Zwłaszcza śmierć. Do tego miał trzy żony i jedną  z nich była królowa Elizabeth, więc~..
-I tak wiem, że to była ty. 
 Zaśmiałam się cicho i usiadłam obok niego. 
-Tylko tyle z tego wywnioskowałeś? Serio?
-Nie. Dowiedziałem się że bardzo cierpiałaś przez rok, że bardzo go kochałaś.
-Tak masz rację... Idę coś zjeść, chcesz coś? -wstałam i pomogłem się podnieść chłopakowi.
-Coś słodkiego... -zacisnął lekko zęby i przeszedł odległość pomiędzy łóżkiem, a biurkiem. Ja wyszłam z pokoju i zeszłam jedno piętro niżej do pokoju głównego. 
-Wiesz że to nie twoja wina....
Podskoczyłam w miejscu cicho pieszcząc. Zaczęłam się rozglądać za źródłem głosu, ale nic prócz zdziwionego wzroku Cyborga nie zobaczyłam. Machnęłam lekceważąco ręką i wyjęłam z szafki czekoladowe ciasteczka, a dla siebie pierś kurczaka z lodówki. Ten głos był znajomy... Nawet bardzo... Weszłam do pokoju Bestii i pisałam mu ciastka.
 -Ty...to zjesz? -wskazał palcem na surową pierś i odchrząknął. 
-Nie martw się, już wychodzę. -poczochrałam mu włosy i poszłam do siebie. Po drodze zajadałam mięso i myślałam nad głosem.
 Siedziałam przed biurkiem i bawiłam się chrząstką w ustach. Dobrze wiedziałam, że znam ten głos. Był miękki, bardzo kobiecy, uwodzicielski... Przeniosłam wzrok ze ściany na okno. Do szyby przyczepiona była koperta, zerwałam ją i otworzyłam. W środku był telefon i karteczka.

Witaj kochanie!

 Zapewne trafiłam w czasie i jesteś teraz na Ziemi, prawda? Telefon posłuży ci do kontaktowania się ze wszystkimi we wszechświecie i czasie, każda podróżniczka musiała go mieć, by się z nim skontaktować. Zapewne jeszcze tego nie rozumiesz, ale masz w nim zapisany jego numer i Twojego ojca. Dostał drugi, podobny. W szafce w biurku masz mały prezent ode mnie złociutka. Mam nadzieje, że lubisz kolor krwi? Będzie ładnie pasować do twojej bladej cery. Zapewne pamiętasz jak działa? Oby, nawet nie waz się jej liznąć na ustach! Ehhh, nie powtarzaj tego błędu.


Szczęścia skarbie ♥
Melody
 Spojrzałam jeszcze raz na szybę i przeczytałam napis:

"Zasada pierwsza. Doktor zawsze kłamie..."
 No tak...

Raven

 -Witam....
Po tym zajściu z Bestią, wróciłam do siebie. Jednak nie sądziłam, że będę mieć gościa. Białowłosy chłopak leżał na moim łóżku i przeglądał moje księgi.
-To u was rodzinne?! Żadnego poszanowania dla własności innych! Jesteście tacy sami, a i tak diametralnie inni... Miałeś nie żyć.
-Oj zimna jak zawsze... Jestem tu właśnie z tego powodu. Ma mnie nie szukać. Oficjalnie nie żyje. A przede wszystkim dla niej.
-Czuję się zaszczycona nosząc brzemię twojego sekretu....-odwróciła się od niego i zatrzepotałam przy tym peleryną. Odłożyłam wolumin na półkę i spojrzałam krytycznie na starszego chłopaka. 
-Gdybyś gnił pod ziemią, wszystkie nasze problemy by zniknęły. A tak jeszcze muszę ją okłamywać...
-Oko za oko, ząb za ząb, czy jakoś tak nie? -rozłożył się na łóżku i zaśmiał się.
-O czym ty mówisz? Jakie oczy? Nic przede mną nie ukrywa.
 Stanęła nad nim z założonymi rękoma i pstryknięciem palcami zwaliłam go z meblu.
-Nie pamiętasz o tym, manipulowała z twoim mózgiem. Niezbyt dobre wyjście... Przez rok musiała znosić poczucie winy...
-Wynoś się stąd Christian. Nigdy nie pokazuj się nam na oczy.
 Chłopak wzruszył ramionami i wyskoczył przez otwarte okno. Przeklęty typ. Oby zginął prędzej czy później... Warknęłam i rzuciłam się na łóżko, złapałam za poduszkę i zaczęłam w nią wrzeszczeć jak nienormalna. To wszystko jest nazbyt skomplikowane. Chris powinien nie żyć od 4 lat. Sprawa z Garfield'em nie dawała mi spokoju, a wspominając sytuację w korytarzu, moje serce wariowało, w głowie miałam tylko "Matko, matko, matko..." i tak w kółko. To mnie jeszcze bardziej męczyło. Niby całowaliśmy się kilka razy, ale nic nie rozmawiamy. Zaczynam się gubić we własnych uczuciach, a możliwość utraty kontroli nie pomaga. 
-Stuku puku, dzyń dzyń dzyyyyń~! -blondynka rzuciła się na łóżko, kładąc się na mnie, a ręce oparła o moje piersi.
-Co? -Bell na początku wzięła kilka głębokich wydechów przez nos ze ściągniętymi brwiami i powtórzyła tą czynność kilka razy. Nagle jednak pokręcił głową z żałosnym uśmieszkiem i spojrzała mi w oczy.
-Pokażcie mi z Gwiazdeczką najlepsze miejsca w mieście! -pstryknęła palcami i zaśmiała się z mojej krzywej miny.
-Najlepszy rzeźnik to Samuel, ma lokal na rogu Summerastreet 23, wino znajdziesz w sklepie "Dollhouse", jest praktycznie wszędzie, tak samo jak reklamy. Ciuchy masz wszędzie, zawsze coś znajdziesz, a ty ubierasz się we wszystko, biblioteka jest mała, ale mają fajne książki, jest na skrzyżowaniu Flowerstreet 43 i Bakerstreet 21. Coś jeszcze?
 Spojrzałam na dziewczynę która warknęła i wstała ze mnie. 
-Przyniosę ci coś z biblioteki...-machnęła na mnie ręką i wyszła z mojego pokoju. Westchnęłam i ruchem ręki zgasiłam światło w pokoju i zasłoniłam rolety. Ciemność to jedyne co teraz potrzebowałam...


___________________________________________________________

Em... Przepraszam? :)