poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 17 "Ostatni dzień"

Bella

   Wykręciłam Bestie w moim kierunku i spojrzałam mu w oczy. Szeptem, tak by tylko on mnie usłyszał powiedziałam jego myśli. Te które ma mieć w głowie kiedy będzie mówił. Czekałam 3 sekundy, aż jego zielone oczy zaświecą się na niebiesko, po słowach, "kochasz Rachel. Chcesz by wróciła z wami, z tobą do Jump City.", jednak to nie nastąpiło. Zielone tęczówki nie zabłysły błękitnym światłem, a źrenice nie zwęziły się. Nie mogłam w to uwierzyć. Jego wzrok nie stał się w żadnym stopniu zamyślony. To przecież niemożliwe, by moja moc nie działała... Zawsze nad nią panuje, a teraz? Co prawda są przypadki kiedy nie mogę jej użyć, jak na przykład, kiedy ofiarą jest demon lub...oh... rozumiem...
-Już?- uśmiechnęłam się tępo w jego stronę i pokiwałam głową. Kto by pomyślał że miałam rację? A no tak...do tych spraw się nie mylę...
Bestia wstał i głośno wciągając powietrze powiedział.
-Ja znam bardzo dobry powód.
Arella spojrzałam na niego zdziwiona, po czym zmieniło się to na złość.
-Naprawdę? W takim więc razie przemów.-rozkazała. Jej oczy zwęziły się. Patrzyła tylko na Bestie, jej oczy utkwione były w nim, czytając go, jego myśli, uczucia. Rachel zaczęła drgać warga, którą zaciśniętą miała między zębami.
-Ja... Kocham Rachel i nie zamierzam pozwolić na tą komedie. Ma wrócić z nami, ze mną na Ziemie, do Jump City.
  Arella poczerwieniała. tak samo jak suknia którą miała na sobie. Kierowała spojrzenie z Bestii na Raven, która puściła już dłonie Draco. Ten zaś kipiał od złości. Exlecebra też nie wyglądała lepiej, stała za Draconem wbijając w jego ramię szpony. Syczała, obnażała zębiska, a długi, wężowy język wił się w każdą stronę. Niedoszły pan młody nie wytrzymał jednak, kiedy Sun i Moon mocą przywołali księgę i zaczęli na zmianę czytać paragraf, wyrwał się spod szponów nałożnicy i skoczył ze schodów na zielonego, w locie zmienił swoją formę. Teraz jego skóra zmieniła kolor na czerwony, z głowy wystawały dwa wielkie rogi, a oczy z czarnych, stały się żółte. Takie same jak u Exlecebry. W ostatniej chwili wskoczyłam między nich i wytworzyłam ścianę z lodu. Draco był silny i bardzo wkurwiony, moja ściana topniała kiedy tylko walił w nią swoimi pięściami. Czarna marynarka już dawno pękła w szwach, a wszyscy na sali zaczęli panikować. Arella stała na szczycie schodów zdziwiona nagłym atakiem złości jej ukochanego "zięcia", a Raven przeczesując delikatnie włosy ręką zmieniła swoją suknię ślubną na strój tytana. To samo zrobili chłopaki. Zerwali z siebie garnitury i ruszyli na Draco. Zburzyłam ścianę i lodem jakim z niej został rzuciłam w naszego wroga. Raven mocą złapała stół z tortem i cisnęła nim w swojego niedoszłego męża. Ciasto czekoladowo waniliowe zmieniło się w breje, która łącząc się z drzazgami stołu i czarnej krwi Draco rozbryzgała się na podłodze, meblach które stały blisko niego, oraz mnie. Mieszanka wylądowała mi na policzku, a kawałek drzazgi rozciął mi skórę na nim. Moja jasną, czysta krew zamieszała się z jego, czarna, brudną. Starłam palcem wskazującym wstrętną paciaję i zrzuciła ją na twarz Draco, który pod ciężkością stołu leżał na ziemi.
-Nie! To nie może tak być! Oni muszą być razem! -Exlecebra , ze swoimi długimi pazurami, rzuciła się na mnie od tyłu. Paznokcie wbiła mi w barki, a kiedy pod wpływem bólu nie był w stanie się ruszyć, była jedyną siłą która utrzymywała mnie w pionie. Przejechała nimi w dół i wyjęła je ze mnie, a ja upadłam. Czułam jak moja zimna, jasna krew spływała mi po plecach brudząc delikatny srebrny materiał sukienki. Klęczałam i opierałam się na dłoniach, plecy bolały niemiłosiernie. nie tylko z powodu rany, ale i też oparzenia które mi zadała kiedy mnie dotknęła. Z moich ust wydał się krótki słaby jęk, kiedy szykowałam się na następny cios, przede mną pojawiła się Rae. Podniosła brzeg peleryny i odkrywając mnie nim zniknęłyśmy. Resztkami sił opierałam się na łokciach by zobaczyć gdzie się pojawiłyśmy. Kryształowa posadzka, która delikatnie chłodziła moje dłonie, a na niej różne wzorki. Podniosłam wzrok na Rachel która szczelnie opatuliła się peleryną. Kucnęła przede mną i położyła swoje zimne dłonie na moich policzkach. Jej usta drgał z zimna i wydobywała się z nich para.

-Bella. Tu złagodzą się twoje oparzenia. Draco jest dla ciebie za silny i dobrze o tym wiesz.

-Idiotko!-krzyknęłam na cały głos do znikającej dziewczyny. Chciałam się podnieść, jednak ból który czułam na plecach był nie do wytrzymania. Tak strasznie paliło.

-Anabell!- usłyszałam krzyk Louis'a. Podbiegł do mnie i podniósł, tak by nie uszkodzić bardziej moich pleców. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Białe ściany z delikatnym szronem, który ciągnął się od podłogi, aż do sufitu. Całą sypialnię oświetlało światło słoneczne, które wpadało do niej przez delikatne tafle lodu. Czując chłód pościeli na moim ciele, odetchnęłam z przyjemności. Silne ręce mojego wujka, puściły moje ciało. Wyprostował się i klasnął. Przy jego boku pojawiła się biała sowa. Długie, srebrne pazury, białe, lśniące pióra, które zakończone były delikatną szarością. Stała dumnie wyprostowana u boku swego pana.

-Zwołaj medyków.-krótki rozkaz padł z ust Louis'a, a sowa rozprostowując swoje skrzydła, przeleciała przez ścianę znikając.- Co się stało? Czemu masz oparzone połowę pleców?

W moim pokoju pojawili się medycy, a ja odwróciłam się na brzuch. Teraz czeka mnie dłuuugi sen...


   Srebrnowłosa otworzyła gwałtownie oczy. Czuła ból w lewym ramieniu, a w głowie jej szumiało. Destyni wyciągnęła z ręki dziewczyny wielką, metalową igłę. Krzyknęła głośno, czując jak metal opuszcza jej skórę.
-Cicho. Jesteś od Slade'a? Czego szukałaś? Po co ci informacje z 20 października?- dziewczyna rozejrzała się na boki, była przykuta łańcuchem do rury, która parzyła ją lekko. Nią doprowadzone było ogrzewanie lub woda, więc znajdowała się w piwnicy. Jednak patrząc na to jak wygląda wnętrze nie była tego pewna. Mimo że po jej stronie było ciemno, to po drugiej znajdowało się światło. Było tam bardzo jasno, tak bardzo że aż raziło w oczy. Białe blaty były ustawione w obwód wielkiego kwadratu, do którego było średnie przejście. Dwa komputery, jakieś sprzęty i fiolki. Laboratorium jak z filmu science-fiction.

-Pytałam o coś!- niebieskowłosa pochyliła się nad przetrzymywaną, a jej siostra podskoczyła delikatnie na krześle biurowym w jej koncie. W odróżnieniu od tamtej, ta miała u siebie kilka biurek, a na nich komputery. Jednym fotelem jeździła po swoim obszarze, by dostać się do każdego z nich. Aktualnie w skupieniu rozkręcała nadajnik srebrnowłosej, która widząc to, szybko podniosła się, jednak łańcuchy ja powstrzymały. Upadła pod ich wpływem na swoje miejsce, na jej ciele pojawiły się zaczerwienienia.
-Tak.- powiedziała słabym głosem spuściła głowę w dół. Candy walnęła pięścią o biurko i wybiegła ze swojego kąta. Destiny spojrzała na nią z podniesioną brwią, a gdy siostra była już przy niej powiedziała cicho.
-Wiem juz kto to jest. Cassidy Black. Lat 17. Okazuje się, że nasz gość "nie żyje" od 2 lat. Podobno zginęła w wypadku samochodowym w Gotham. Pijany kierowca uderzył w jej samochód, wjechali do oceanu, jej ciała nie znaleziono.
-Mamy tu więc żywego trupa? Dobra robota Candy.- różowowłosa odeszła od siostry i wróciła na swoje miejsce.  Usiadła na swoim krześle, tak że opierała podbródek o kolana. Lewą ręką sięgała po paluszki, a prawą miała na myszce.
-Czego u nas szukałaś? Na to jeszcze nie odpowiedziałaś.- Destiny poprawiła delikatnie biały kitel, który miała na sobie i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, spojrzała się w oczy Cassidy. Niebieskie kosmyki włosów, które były za krótkie na niskiego koka, okalały jej bladą twarz, a cienkie, czarne wyrysowane brwi zmarszczyły się delikatnie. Lodowate spojrzenie niebiesko szarych tęczówek wywiercało w dziewczynie dziurę.
-Slade jest zły, że nie wie wystarczająco dużo o tamtym gościu. Wysłał mnie bym zebrała wszystkie informacje, ponieważ podejrzewał go o druga twarz. Chciał sprawdzić czy nie zauważyłyście kogoś kto mógłby mu zaszkodzić.
-Więc tylko tyle? Eh...mógł się z nami dogadać, a nie od razu wysyłać jakiegoś dzieciaka na włam... Chętnie byśmy mu pomogły.-powiedziała, zdjęła cienkie okulary z nosa i schowała je do małej kieszeni na piersi.
-Poważnie?- spytały razem srebrnowłosa i Candy. Była szczerze zdziwiona zachowaniem swojej siostry. Obróciła się w jej stronę a w jej buzi nadal znajdował się paluszek, który złamała, gdy tylko zauważyła delikatny uśmiech niebieskowlosej i to jak podchodzi do niej, by ją rozkuć. Łańcuch opadł z cichym brzdękiem na betonową podłogę, a potem kajdanki. 

-Oczywiście. Możesz mu to przekazać prawda? Informacje, za informacje.-z uśmiechem dotknęła wskazującym palcem nos niższej dziewczyny. Różowowłosa nie wiedziała co się dzieje. Zielone spojrzenie błądziło po ciele siostry, aż padło na puste opakowanie za nią. Opakowanie po micro, micro chipie. Niebieskowłosa z uśmiechem przygarnęła do siebie młodszą i przeczesała jej włosy palcami. Candy również się uśmiechnęła i podeszła do srebrnowłosej. 
-Jestes naprawdę mądra skoro złamałaś moje hasło.- uśmiechnęła się do niej i również przytuliła.

Raven

Patrzenie na słabą Bellę było okropne. Wiedziałam jak ciężko było jej u nas. Ale kiedy Exlecebra rozerwała jej skórę swoimi szponami, nie mogłam już tego znieść. Prze niosłam ledwo trzymającą się Bellę do jej wymiaru. Było cholernie zimno. Czułam jak moje palce, zaciśnięte na pelerynie stają się chłodniejsze, jak moje płuca wypełnia mroźne powietrze. Pięćdziesiąt stopni na minusie. Bez czekania na obelgi Belli na mój temat zniknęłam. Znów pojawiłam się w moim wymiarze. Tytani walczyli z Draco i jego "matką".
-Pomoglibyście!- krzyknęłam do wilków. Oni tylko westchnęli i wstali. Każdy z nich szczeknął.Wszyscy przestali walczyć. Zastygli w bez ruchu.
-Mam dość walki. Draconie Exlecebra zostajecie zesłani do swojego wymiaru. Rachel, ty i twoi przyjaciele wracacie na Ziemie. Arello, masz kiepski gust do mężczyzn.- ogłosił Moon. Wszyscy się ukłonili a wilki zniknęli.
-I bardzo dobrze.- Bestia uśmiechnął się i wyprostował ręce.
-Raven, co z Bellą?- Richard stanął przede mną i spojrzał mi w oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Exlecebra mocno ją poparzyła, ale medycy jej pomogą. Godzina regeneracji w Regnum gelu powinna jej pomóc. Starczy by przygotować się na podróż.- uśmiechnęłam się delikatnie do niego.

-Tak pewnie masz racje. Poczekamy, aż będzie gotowa.- skinęłam głową i odeszłam. Będę musiała znów się do niej udać. Trzeba ją spakować... Szybko udałam się do mojego pokoju i rzuciłam na siebie zaklęcie odporne. Byłam gotowa. Wysypałam odpowiednią ilość czarnego proszku na ziemie, a portal otworzył się. Do mjego pokoju szybko wtargnął śnieg i mroźne powietrze. Wszędzie biel która razi w oczy i sprawia że wszystko staje się takie same. Przechodzę kilka kroków i staje przed wielkim zamkiem. Lodowa forteca, która wznoszona była przez pierwszych władców. Pukam delikatnie w lodowe wrota, a sekundę później otwiera mi drzwi służka. Dwa długie, białe warkocze zawiązane niebieskimi wstążkami, biała sukienka z rękawami bufkami, a kołnierzyk przewiązany niebieską kokardą. Białe tęczówki patrzyły na mnie ze spokojem. 
-Panienka Bella regeneruje się po oparzeniach. W czym mogę pomóc?- skłoniła się nisko, a jej spokojny i cichy głos odbił się od ścian pałacu.
-Przyszłam by ja spakować. Ma się udać ze mną na Ziemię.- służka przepuściła mnie w drzwiach, a kiedy weszłam zamknęła je za mną. Nigdy nie lubiłam być u Belli. Było tu cicho, smutno, a służba chodziła jak duchy. Nigdy nie było słychać kiedy się zbliżali.
-Zaprowadzić Panienkę, czy sama trafi?- jej znudzony wzrok który nie wyrażał nic był lekko przerażający... Zaprzeczyłam głową i cicho podziękowałam. Udałam się szybko do odpowiedniego pokoju. Zobaczyłam po wejściu śpiącą blondynkę. Leżała na brzuchu, a sukienka była zdjęta. Lodowa kołdra zjechała z jej pleców ukazując paskudne zaczerwienienie, które mocno kontrastowało się z jej delikatnym, mlecznym odcieniem skóry. Delikatnie pogłaskałam jej jasne kłaki i odwróciłam się do szafy. Spakowałam odpowiednie ubrania i zmniejszyłam bagaż. Wszystko było gotowe. Drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu stanął Louis. Jej wujek, nauczyciel, przyjaciel. Trzeci rodzic, który poświęcał jej jak na razie najwięcej uwagi.
-Hm...więc to prawda? Zamierza nas opuścić?- w ręce trzymał woreczek z lodem i bandaże. Podeszłam do niego, zabrałam mu z ręki rzeczy i westchnęłam podchodząc do łóżka blondynki.
-Pan dobrze wie że zawsze tego chciała. Wyrwać się stąd, jak najdalej. Azarath było jej odpoczynkiem, ale kiedy mnie nie było... Nie miała go. Miejmy nadzieje że na Ziemi znajdzie swoje szczęście.- usiadłam obok dziewczyny i delikatnie dotknęłam lodem rany. Lekko zmarszczyła nos, ale zaraz potem na jej twarzy pojawił się spokój i delikatny uśmiech.
-Wiem...ale tam może być niebezpiecznie. Czy ona zamierza do ciebie dołączyć?- stanął nad nią i delikatnie dotknął policzka dziewczyny ręką.
-Zatwierdzono już jej członkostwo w Tytanach. Przepraszam, że Pana nie poinformowałam...
-Skończ mi mówić per 'Pan'. Nie mam nawet 30.- uśmiechnął się i wyprostował jak struna.
-Oczywiście. 
 Założyłam dziewczynie chłodzący opatrunek i czekałam przy jej boku aż się obudzi ze snu. Służki przynosiły mi herbatę, bym nie zamarzła. Po godzinie wreszcie zaczęła się budzić, ale nie wstawała. Ziewnęła, otworzyła oczy i przekręcając się w dziwną pozę, znów zamknęła oczy. Jak zawsze...
-Masz zamiar spać, czy udać się na Ziemię?- otworzyła szybko oczy i podniosła się do siadu. Jak widać nic ją już nie bolało. Jej włosy lekko pojaśniały, a ja uśmiechnęłam się, podając jej rękę by pomóc wstać.
-Musze się spakować..- wskazałam na trzy małe paczuszkę na jej lodowym stoliku i uśmiechnęłam się. - Dobra dobra...Masz proch? Ja swój zużyłam...
-Najpierw, radziłabym ci się ubrać.- zaśmiałam się gdy odruchowo spojrzała w dół i odkryła że nie ma na sobie nic oprócz bielizny dolnej. Lekko się zarumieniła i chwyciła kołdrę, która się zasłoniła. Podeszłą do szafy i zaczęła w niej grzebać. Szybko się ubrała w odpowiednie ubranie  i zebrała swoje włosy w koński ogon, z którego wylatywały włoski. Swetry Belli są inne. Zamiast dawać jej ciepło, chłodzą ją, więc ten strój jak najbardziej nadaje się na Ziemię. Do pokoju znów wszedł Louis i podszedł do dziewczyny.
-Anabell. Nie sądziłem, że będę się z tobą zegnać. Znów.- przytulił do siebie Bellę i pocałował ja w czoło.
-Ja też Lou.
 Znów wysypałam odpowiednią ilość prochu na ziemię i zabierając spakowane rzeczy blondynki przekroczyłyśmy portal. Pojawiłyśmy się w moim pokoju gdzie wszyscy już czekali. Gwiazdka z rozpędem dopadła Bellę i podniosła ją okręcając się z nią wokół własnej osi.
-Nie wiem jak wy, ale ja po powrocie do wierzy, kładę się spać...- westchnął Bestia, a ja przytaknęłam mu. To był bardzo ciężki dzień. Otworzyłam portal i wszyscy przekroczyliśmy go. Powitało nas wnętrze naszego pokoju wspólnego. Dobrze być w domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz