poniedziałek, 12 lutego 2018

Rozdział 26 ,, Dla jego miłości poświęciłabym wiele, swoje życie, cały mój wymiar, wszystko."

Raven
-Masz mi powiedzieć, co się dzieje!
Bella krążyła po moim pokoju od kilkunastu minut. Nie powiem, że przerywa mi medytowanie, bo to oczywiste. Już nawet nie próbowałam jej tłumaczyć, że muszę odpocząć, bo i tak po pierwszych 10 minutach, kiedy tu jest, nie przestaje gadać, a moje prośby niezbyt dyskretnie spławiała. No bo jak "Zamknij się kurwa, ja tu teraz mówię", można nazwać subtelnym ignorowaniem?
-Jesteś w pewnym sensie moją siostrą i chce wiedzieć czemu Polaris nie ma w wierzy od kilku godzin! Po tym jak zniknęła z łóżka podczas pieszczot nie widziałam jej! Wiem, że była u ciebie! A teraz ty coś ukrywasz! Zerwanie z Bestią na pewno nie wpędziłoby cię w takie zachowanie!
Wyprostowałam nogi na łóżku, przez ten stres nawet nie mogłam znieść się w powietrze. Zerknęłam na wskazany przez dziewczynę bałagan. Tak samo jak przez ostatnie 3 dni, było pełno porozrzucanych książek. Oczywiście na długim, czarnym biurku leżały niedokończone eliksiry, zaklęcia czy uroki. Bella wiedziała, że nie lubię się babrać w złych urokach, czy zaklęciach. Ale to wszystko przez to, że cały czas czuję, jakby ktoś mnie obserwował. Jakbym cały czas występowała w pieprzonym reality show typu "Z kamerą u Kardashianów", gdzie główną atrakcją jestem ja i moje, niezbyt ciekawe, życie.
-Ja tu wczoraj sprzątałam. Całe 15 minut!
-Dłużej trawa już ta rozmowa...-wywróciłam oczami i wstałam z mebla. Machnięciem dłoni pozbyłam się wszystkich ksiąg, które sekundę później pojawiły się na odpowiednich półkach, a niestabilne, niedokończone substancje i zaklęcia zostały zabezpieczone. Cały czas próbowałam dopasować stworzenie, lub człowieka, o takich zdolnościach we wszystkich znanych mi źródłach informacji. Bestiariusze ze wszystkich wymiarów zgromadzone przez mych przodków, baza danych Tytanów, czy nawet internet. Nie wiem co robiłam źle.
-Niedługo się dowiesz o co chodzi, ale proszę cię, nie teraz. -usłyszałam ciche westchnięcie blondynki. Już wiedziałam, że wygrałam. Chwyciłam po pozycję z B12.
-Byłam na Świętej Ziemi.
Tym jednym zdaniem dziewczyna sprawiła, że całe moje ciało się spieło, a książka wylądowała na ziemi.
-Gdzie, na jakiej ziemi byłaś?!
-Oh błagam cię! Ja nie miałam nic do gadania, gdy nagle zniknęłaś z klasztoru na Azarath! Mojego zniknięcia nawet nikt nie zauważył!
I tu miała rację. Opuściłam ją z dnia na dzień bez wyjaśniania sprawy. Nie było mnie ponad 3 lata, za to jej być może z kilka godzin. Ale nie chodziło mi tu o to, że poszła tam bez mojej zgody, a o to, że to co zrobiła było istnym samobójstwem. Blondynka, mimo naszych odmiennych charakterów, była mi bardzo bliska i zapewne wskrzesiłabym ją za każdym razem, gdyby zrobiła coś głupiego, czyli dosyć często. Tylko dzięki niej moje dzieciństwo było jako takie znośne. Byłam jej wdzięczna za każdą możliwość spędzania z nią i Hawkiem czasu, kiedy to bawiliśmy sie lub rozmawialiśmy. Zawsze byliśmy we trójkę, byli dla mnie prawdziwą rodziną i tak może Hawk jest moim bratem jednak to nie zmienia faktu, że tylko od strony matki. Aurela potrzebowała następcy tronu, kogoś kto nie był jak ja, pół demonem, a pół Azarathczykiem (?¿)
Jednak, gdy złączyłam ze sobą wszystkie fakty uświadomiłam sobie czemu miała bandaż, czemu była wyczerpana, czemu widziałam ślady łez.
-Co powiedzieli? -Bella spojrzała na mnie ze zdziwieniem. W następnej chwili jednak rzuciła się koło mnie na łóżko i wypuściła ze świstem powietrze, a razem z nich kilka płatków śniegu. Długo się zbierała na odwagę. Wiedziałam, że mówienie o takich sprawach sprawia jej trudność. Zwłaszcza jeśli ma mówić o bracie, wtedy rozkleja się i wpada w histerię. Bardziej utrudniającym współpracę faktem jest to, że nie płacze przy innych, oprócz Polaris. A skoro nie lubi rozmawiać o uczuciach, nie lubi płakać, a rozmowa najprawdopodobniej do tego prowadzi, to raczej trochę potrwa jej zebranie się w sobie. Patrzyłam na jej idealną, mleczną skórę, delikatnie różowe policzki,  jasno niebieskie, prawie zlewające się z białkiem oczy, okryte niezbyt długimi, ale za to gęstymi rzęsami. Cały czas przygryzała wargę, która nabrała już wiśniowego koloru. Czekałam, aż otworzy je i powie to, co ją gnębi. Jednak z minuty na minutę, moja cierpliwość zaczynała maleć. Blondynka leżała, patrzyła w biały sufit i zdrapywała z paznokci niebieski lakier.
-Wojna... Ja, zginęła bym w niej...

Bella

Obraz pokazany mi przez Time'a, nie chciał uciec z mojego umysłu. Nie mogłam uwierzyć, że mój brat byłby do tego zdolny.
-Pokaż mi to. Proszę.
Przytaknęłam i oblizałam spierzchniętą, podrażnioną wargę i spojrzałam jej w oczy.
-Twój brat był pewny siebie. Aż za bardzo. Po dwóch wygranych i jednym traktacie pokojowym postanowił zaatakować wymiar Dracona.
-Że jak?! -Icy spojrzała na mnie groźnie, na co szepnęła cicho "przepraszam".  Time zamknął szczelinę i otworzył kolejną, obok tej poprzedniej. Był tam mój brat, miał włosy do ramion, białą zbroję i pokonywał właśnie jednego ze sługusów Knight'a. Lekko zapuszczona bródka i kilka blizn na twarzy. Wyglądał jak lekko chudsza wersja Louis'a. Uśmiechnęłam się na to. Lou miał bardzo szerokie barki, był wysoki i umięśniony, a jego kości policzkowe mogły ciąć metal. Tak, zdecydowanie każda kobieta we wszystkich wymiarach powiedziałaby, że Louis Shabad jest bardzo męski i tak samo przystojny. Chris zawsze miał dosyć chuderlawą posturę, nad którą, prawie, próbował pracować, a jego rysy twarzy były bardzo chłopięce. Nie był fanem ciężkiej, fizycznej pracy. Był typem, który siedział przy biórku, obliczał, planował i myślał. Dlatego widok męskiego, wysportowanego Chrisa z mieczem w dłoni sprawił, że zwątpiłam w to czy jest on aby na pewno moim rodzonym bratem. Może nie byliśmy najbliżej, nie dzieliliśmy sie myślami, emocjami, uczuciami czy snami i marzeniami, ale bezwątpienia znałam mojego brata. Znałam jego styl ubioru, co woli jeść, a co pić, wiedziałam kiedy był w złym humorze, wiedziałam gdzie woli chodzić i jakiej muzyki słucha. Byłam dobrym obserwatorem. Uczyłam się o nim mijając się z nim na korytarzach w domu, lub kiedy jadł śniadanie, obserwowałam jak ćwiczy z Louisem i resztą straży. Można było powiedzieć o mnie wiele; nieodpowiedzialna, wredna, bezmyślna, leniwa, dziecina, arogancka, bez serca, ale napewno nie to, że nie kochałam Christiana. Fakt może i bolał mnie jego zimny, nienawistny wzrok, czy to jak czasem mnie uderzył, by wyładować na czymś swoją frustracje, jednak zawsze wiedziałam, że to przezemnie tak się dzieje. Ja zabrałam mu moc, tron, jego przeznaczenie. Nie ważne kto i co mówił, Chris był świetnym kandydatem na króla, ja byłam beznadziejna. Gubiłam się w tych wszystkich przepisach, ledwo znałam mapę swojego królestwa, nie umiałam przewidywać prawdopodobieństw jak on i co najważniejsze w roli władcy; jako kobieta, zwłaszcza nieletnia i bez męża, nie miałam tak dużego autorytetu jak on. Słyszałam  każde sceptycznie nastawione myśli poddanych i członków straży. Sprawa była jasna, nie nadawałam się.
Chłopak operował mieczem tak sprawnie jak nigdy w życiu by sobie nie wymarzył. Płynne, stanowcze ruchy, które idealnie cięły ciało przeciwnika, sprawiając im niewyobrażalny ból. Wrogowie padali jeden za drugim. Ich ciała po spotkaniu z ziemią rozkładało się, aż zostawał tylko pył, któty nagłe kroki Chrisa roznosiły dalej na pole walki, pod kopyta koni, którym wydobywała się para z pyska. Christian właśnie pokonywał jednego bebilitha. Patrzyłam z podziwem na wielkiego na prawie 5 stóp pająka. Kończyny miał potwornie długie i cienkie, jego odwłok był w miarę krótki, jednak zakręcał się pod jego ciało, a na końcu wystawały dwa potężne kolce, które idealnie nadawały się do walki z bliskiej odległości. Kiedy jednak przeciwnik był dalej, jak w przypadku Chrisa, bebilith atakował przednimi kończynami również  zakończonymi ostrymi szponami, były szczupłe, silne i posiadały twarde skorupy. Ich kądziołki były natomiast bardzo cenne w alchemii, nie zdziwiłabym się, gdyby Chris przywłaszczył sobie ich kilka. Uwielbiał pieniądze, oraz okazje na zrobienie ich.
Pajęczak atakował odnóżami jednocześnie z pajęczyną. Mój brat zapewne już się męczył podczas uników, gdyby bebilith dorwał go w swoją sieć, mogiła, śmierć na miejscu. Christian z lekkim trudem unikał wielkich kończyn stwora, jednocześnie atakując w nie mieczem, powodując u niego trudności z utrzymaniem równowagi. Nagle bebilith podciął mu nogi, przez co białowłosy wywalił się. Pająk widząc okazję do ataku, szybko pokonał odległość pomiedzy nimi i podnoszac swoją prawą kończynę wymierzył ostateczny cios w mojego brata. Chciałam juz zamknąć oczy, podświadomie wyobrażając sobie, jak odnóże pająka przebija ciało mojego brata, jednak ten szybko przeturlał sie idealnie pod tułowie pajęczaka. Chwycił za swój  miecz w obie ręce i pcha nim w miękki brzuch bebilitha. Machnął w dół, przecinając skórę, następnie szybko uciekł spod cielska przeciwnika. Po chwili bebilith runął na ziemię, a Chris szedł w stronę Dracona, na którego dopiero teraz zwróciłam uwagę. W swoim, widocznie szczelnym, uścisku trzymał mnie. Całą brudną, z kilkoma ranami i w kapłańskiej szacie mnie. Nie wiedziałam czemu się nie broniłam. Na moich policzkach makijaż zalewał się z łzami i brudem wojny, włosy, które kiedyś były w bardzo precyzyjnym koku, teraz były rozczochrane i sterczały na wszystkie strony.
-Urodziłaś się bez mocy, czyli jak reszta kobiet z rodziny królewskiej zostałaś kapłanką. Nie było potrzeby, by uczyć cię walki. -Icy odpowiedziała na moje niezadane pytanie.
-Christian! Pomocy! -patrzyłam na moją innowymiarową wersję, gdy Dracon przesuwał językiem po moim policzku. Mimowolnie się wzdrygnęłam na ten obraz.
-Dracon! Zostaw ją! -krzyczał mój brat, będąc w odległości zaledwie 3, może 4 metrów od mojego oprawcy. Nagle, z pasa u prawego uda wyciągnął sztylet i szybko przyłożył mi go do gardła, odchylając moją głowę za pociągnięciem moich praktycznie białych włosów. Dopiero teraz włosy Christiana zmieniły kolor na ciemno niebieski. Był zły. Był zły, bo zagrażało mi niebezpieczeństwo.
-Draconie, nie rób czegoś, czego będziesz żałować. -brat próbował na spokojnie i wolno podejść do Knight'a, po drodze wyrzucając swój miecz. Czarnowłosy jednak nie dając się zwabić na pokojowe i bezpieczne podejście i mediacje, przejechał ostrzem po moim gardle, gdy Chris zaczynał dopiero tworzyć coś w swojej dłoni z mocy. Krew prysnęła z mojego ciała, a ono samo osunęło się na ziemię.
-Nie! Ana! -podbiegł do mnie, a Dracon już wzbił się w powietrze na swoich skrzydłach. Chris dotkną delikatnie mojej twarzy, która robiła się bledsza, niż była dotychczas.
-Ana... Powiedz coś.... Nie, nie, nie, nie...Nie! -wziął moje ciało w ramiona i przytulił je do swojej piersi, z jego nadal otwartych w szoku oczu plyneły łzy, po chwili je zamknął. -Siostrzyczko...
Nagle za nim pojawił się Louis, położył mu dłoń na ramieniu, jednak Chris ją strzepnął.
-Christian, puść ją. Trzeba ją stąd zabrać.
-Nie.
-Christian, nie zachowuj się jak dziecko. Trzeba uszanować jej śmierć, trzeba...
Pisnęłam, srebrna strzała przebiła na wylot ciało Louisa w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Nie chciałam tego dalej oglądać.
-Dość! Ja już nie chcę! Proszę skończcie!
Time zamknął wyrwę. Ja nadal patrzylam w szoku i ze szklanym wzrokiem na miejsce, w którym wcześniej rozgrywała się ta scena.
-Christian zginął zaraz po tym. Dracon myślał, że przejął wymiar, jednak wraz ze śmiercią króla, wymiar przestał być stabilny.
Głos Icy ledwo do mnie docierał, tak wiem o czym mówiła, jednak słyszałam to jakby przez szybę, jej glos był pusty i przytłumiony.
-Ja... Wracam do siebie...- w tej chwili zakończyłam przesyłanie wspomnień do Raven. Miałam zamknięte oczy, nie chciałam ich otwierać, gdy czułam, że po moich policzkach spływają łzy.

Nightwing

-Bestio, nie widziałeś Raven lub Belli? -spytałem znad papierów, gdy chłopak wszedł do pokoju wspólnego.
-Nie, a co?
-Potrzebuję kogoś do jednej misji, w celu rozeznania oczywiście. Jeśli byłoby to coś wartego naszej interwencji. -wyjaśniłem przewracając kolejną stronę w raportach.
-Chcesz im to zlecić? -zielony ustał naprzeciw mnie z kartonem mleka sojowego w dłoni. Chwila...
-Bestio, gdy się zmieniasz w krowę... To zmieniasz też płeć? -Logan nagle zakrztusił się mlekiem.
-Czemu się mnie o to pytasz?! To nie wypada! -zielony nagle wyszedł z pokoju cały zawstydzony.
-Czekaj! Jak którąś spotkasz, to ją do mnie skieruj! -krzyknąłem na odchodne zanim zamknęły się za nim drzwi.
Po chwili drzwi się znowu otworzyły, a z nich wyleciała Kori. Usiadła obok mnie, po prawej stronie na kanapie i dała mi krótki pocałunek w policzek.
-Jak się czujesz? -położyła swoją dłoń na moje ramię, lekko je masując.
-Dobrze skarbie, naprawdę nie musisz się o mnie martwić. -swoją lewą dłonią złapałem jej, którą mnie dotykała, i przyłożyłem ją do ust, składając na niej delikatny pocałunek. Starfire uśmiechnęła się promiennie i lekko zaczerwieniła.
-Cieszę się Dick, proszę, nie przemęczaj się. -puściłem jej dłoń i odłorzyłem dokumenty na stolik. Przekręciłem się tak, bym mógł położyć się na jej kolanach, co zrobiłem.
-Co powiesz na to, byśmy zrobili coś ciekawszego niż praca? -spytałem, nawijając jej rude pasmo włosów na swój palec.
-Richard! -pisnęła, waląc mnie po ręce, którą dotykałem jej pukla.
-No co? -patrzyłem jak jej policzki robią się lekko różane i odwraca zawstydzona wzrok. Założyła pasemko kręconych włosów za ucho, a lekki uśmiech cisną jej się na usta. Objąłem ją w pasie, chowając twarz w zgięciu jej brzucha i ud. Moje ręce delikatnie jeździły po niewielkiej przestrzeni jej odsłoniętej, nagiej, delikatnej skóry.
-Ta bluzka jest kusząca…-skierowałem się dłońmi odrobinę wyżej na koronkowy materiał jasnej bluzki, która sięgała przed pępek.
-Ona nie jest kusząca, ona jest modna, Richard. -fuknęła, wyglądała tak uroczo. Cielista bluzka była jaśniejsza, niż jej opalona, odsłonięta skóra na brzuchu. Pocałowałem lekko to miejsce i  uśmiechnąłem się, gdy kosmitka lekko drgnęła.
-Dobra. -wstała błyskawicznie i złapała mnie mocno za nadgarstek, kierując nas szybko do wyjścia z pokoju wspólnego. Po drodze minęliśmy zdziwionego Cyborga i Bellę, którzy najwidoczniej mieli zamiar ze mnie porozmawiać.
-30min i będę wolny! -krzyknąłem przed wpadnięciem do mojego pokoju z dziewczyną. Jeszcze przed zamknięciem się drzwi przywarliśmy do siebie ustami. Objąłem jej twarz za policzki, podnosząc ją trochę do góry i pogłębiając nasz pocałunek. Lewą dłoń przeniosłem na jej szyję, potem dekolt, gdzie dotknąłem jej cudnie gładkiej skóry, następnie lekko zdjąłem z jej ramienia ramiączko od bluzeczki. Kiedy Gwiazdeczka objęła mnie rękoma wokół karku, ja przeniosłem swoje dłonie na jej szczupłą talię, przy czym pchnąłem ją na, prawie, nasze wspóle łóżko. Pocałunkami zszedłem na jej szyję, delikatnie ją gdzieniegdzie przygryzając, ale pamiętając, by nie zostawić śladów. Rękoma zjechałem na materiałowe spodnie, które zdejmowało się bardzo łatwo, co było w tamtej chwili bardzo, bardzo miłe. Oderwałem się od jej ciała i wyprostowałem, patrząc na jej zaróżowione policzki i włosy, które przerzuciły się na jej prawą stronę, nadając jej jeszcze więcej seksapilu.
-No to ziup. -powiedziałem zdejmując z siebie czarną koszulkę.



Elooo... Soł jest 1:34 a ja właśnie to skończyłam. Nie mam komputera do użytku więc nie będzie edycji tekstu, jakby aplikacja miała aktualizację i na to pozwalała byłoby fajnie ^^ tooo publikuje to i idę spać dobranoc lub miłego dnia jak kto woli. 💛☀  

Lily💛

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz