środa, 7 lutego 2018

Rozdział 25 "Bella samobójczyni"

Bella

-Cześć kotku... Tęsknię za tobą...- uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam głos mojego taty, za którym tak bardzo tęskniłam.
-Cześć tatku... Ja za tobą też ... Ja przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć, że odchodzę. Zwaliłam wszystko na Louisa. Ale ...- cholernie bałam się konsekwencji tego co zrobiłam. Jakby nie patrzeć uciekłam z domu, zmusiłam Louisa by kłamał, że zostałam na Azarath dłużej, ale gdy to się wydało... Louis musiał mieć przechlapane od mojego taty...
-Nie tłumacz się... Wiem, że nie jesteś na to gotowa... Do tego to co się stało z Chrisem...- słyszałam jak kaszle, czułam jak moje łzy ściekają mi na materiał ubrania.
-Tato dobrze się czujesz? -wstałam wolno z maski samochidu i skierowałam się w stronę windy, by jak najszybciej być u siebie w pokoju.
-Tak Annabello, to tylko kaszel... Wracając, wiesz przecież, że nikt cię nie oskarża, nikt cię nie wini prawda? To nie twoja wina. Zasłużyłaś na moc, jak również na tron... -oparłam się o zamknięte drzwi pokoju i ześlizgnęłam się po nich w dół. Słaby głos mojego ojca bolał mnie, gdy wypowiadał moje imię.
-Nie prawda. Tato... On mnie nienawidził, tak samo jak i mama...- wiedziałam, że teraz patrzyłby na mnie tak jak zawsze, gdy to mówiłam. Cały czas próbował mnie przekonać, że to nie prawda jednak ja widziałam, nie byłam ślepa czy głupia. Oni mnie nienawidzili. Po tym co się stało z Chrisem, przestała na mnie patrzeć, nie odzywa się do mnie, unika jak ognia kontaktów ze mną.
-Skoro mi nie wierzysz, zapytaj Wilków. Time i Icy, oni wybierali, kto dostanie moce. -znowu kaszel, tym razem dłuższy i gorszy od ostatniego.
-Odwiedzić cię? Słyszę, że z tobą kiepsko. Wiesz, że zawsze mogę wrócić...- przejechałam dłonią po miękkim, szarym dywanie. To była prawda. Gdyby tata powiedział chodź by słowo, wróciłabym do mojego wymiaru jak najszybciej, bez mrugnięcia okiem, bo był dla mnie najważniejszą osobą na świecie, razem z Louis'em, a także Rachel.
-Kochanie, wiem, że jesteś szczęśliwa w Subterrze, u nas się tylko nudziłaś, a polowania nie dawały ci tyle adrenaliny. Tylko, mam jedną prośbę, nie zabij się tam. Potrzebujemy w przyszłości królowej.
Zaśmiałam się i kiwnęłam potwierdzająco głową nie przejmując się, że tata nie może tego zobaczyć. Starłam ostatki łez i tuszu z policzków.
-Obiecuje tato, wrócę w jednym kawałku. Dziękuje. Kocham cię.
-Ja ciebie też śnieżynko. Dzwoń do mnie co tydzień i opowiadaj co u ciebie.
-Obiecuje, pa tatku.
Zakończyłam połączenie i odetchnęłam głęboko. Nigdy nie zastanawiałam się, czemu akurat ja ją dostałam? Spojrzałam na mały, czarny zegarek na nadgarstku. 15:21. Raczej kilka godzin nikogo nie zaniepokoi... Wspięłam się na lodowe drzewo i pospacerowałam od konaru do konaru. Gdzie nie gdzie w oczy rzucała mi się jakaś czarna plamka, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Przecież wieża była doskonale strzeżona, a i tak to pewnie tylko zwidy przez zmęczenie i zbyt wysoką temperaturę. Kiedy byłam przy tym naprzeciwko drzwi i wiedziałam, że pień mnie osłania, utworzyłam w dłoni mały sztylet z lodu. Przejechałam ostrzem po gałęzi drzewa sprawdzając, czy jest wystarczająco ostre, a gdy w tamtym miejscu utworzyła się lekka rysa przełknęłam głośno ślinę. Złapałam ostrze w prawą pięść i rozcięłam skórę na wewnętrznej stronie dłoni. Zimna, lekko gęsta, czerwona ciecz rozlała się po mojej ręce. Narysowałam na ścianie dwa kwadraty, a w nich znaki z Regnum gelu.  Przed moimi oczami zrobiło się ciemno, głowa lekko pulsowała, a w całym ciele czułam odrętwienie. Wstałam i z przyzwyczajenia sprawdziłam, czy moje jelita i inne narządy są na swoim miejscu. Poprawiłam materiał mojego ubrania i podniosłam się z podłogi. Wszędzie było czarno, przez co wyglądało jakby nie było w pomieszczeniu niczego, jednak kiedy zrobiłam pierwszy krok usłyszałam głuchy odgłos stóp. Nie dziwię się, bo tata zawsze powtarzał, że moje kroki w nocy słychać nawet z kilku pięter. Prawdę mówiąc, nigdy tu nie byłam. Zwykle spotykałam się z wilkami u nas, w sali wielkiego oka. Nigdy nie naruszałam ich świętego miejsca. Wiedziałam, tak jak każdy, że wtargnięcie na nie oznacza śmierć. Oh... Tak, Bella samobójczyni...
-No dalej Bell... Gdzie twoja głupia odwaga, co?
Mówienie do siebie naprawdę pomaga. Od razu spięłam pośladki i pewnym siebie krokiem ruszyłam na przód.
Ciemność jakby w ogóle nie ustępowała. Szłam jak debilka do przodu, a nogi zaczynały mnie boleć. Poprawiłam srebrną bransoletkę na nadgarstku i szłam dalej przed siebie. No bo cóż innego mogłam zrobić?
Po kilku minutach spaceru, usłyszałam odgłos wodospadu. Cichy, nie zbyt wyraźny szum wody. Przyśpieszyłam kroku. Srebrne bransolety dźwięczały z każdym moim krokiem, a szata przeszkadzała w płynności ruchu. Szum wody był co raz głośniejszy, siwa mgła pojawiła się w zastraszająco szybkim tempie, a ciemność uległa zmianie. Teraz z prawej strony było ciemno, a z lewej jasno. Ta wielka różnica...
Moje stopy zaczynały domagać się odpoczynku, nie chciałam tego, jednak kiedy podłoże zaczynało robić się kamieniste, musiałam odrobinę zwolnić. Bose nogi i taka droga to niezbyt dobre połączenie. Nareszcie widziałam lekkie światło należące do poświat Bogów. Osiem wielkich skał na których leżały wilki, oprócz Sun'a i Moon'a. Oni siedzieli z pyskiem wysoko w górze.
-Księżniczka Anabella Ahuwa Margalit Cofija Neve. Dobrze wiesz, że wtargnięcie istot humanoidalnych na naszą świętą ziemię jest karane śmiercią. Masz 5 minut zanim zdecydujemy czy przeżyjesz.
Wzięłam głęboki oddech. Przemowa Moon'a mi nie pomogła. Idąc tu bałam się już jak cholera, ale dzięki niemu zaraz zemdleje.
-Chcę się dowiedzieć... czemu ja jestem następcą tronu, a nie mój brat...
Time i Icy zeskoczyli ze swoich kamieni i podeszli do mnie. Wielkie wilki na które patrzyłam z dołu, by zrównać nasze spojrzenia musiałam nieźle zadrzeć głowę do góry. Icy, jako ta, która opiekuje się moim wymiarem, spojrzała na mnie z uśmiechem i położyła mi wielką łapę na ramieniu.
-To akurat bardzo proste słońce...

Raven

-Rachel... ja chciałabym cię przeprosić...
Blondynka siedziała na moim łóżku bawiąc się końcówkami rękawów swojej przydługiej, szarej bluzy. Nadal było widać ślad po ostrzu na jej policzku, płytkie, lekkie draśnięcie. Usiadłam obok niej kładąc jej dłoń na głowie.
-Wiem, że to uczucie nie jest łatwe do zapanowania dla ciebie i nie powinnam zmuszać cię do spotykania się z nim. Mogłam uszanować twoją decyzję...
Widziałam jak drapie zewnętrzną część dłoni i jak powoli zdrapuje sobie z niej naskórek. Zatrzymałam jej dłoń i westchnęłam.
-Bella, to nie twoja wina... To ja mogłam to wcześniej zakończyć, nim zaczęło to wszystko coś dla mnie znaczyć...
-Czyli...podoba ci się?
Odwróciłam głowę w bok i zagryzłam wargę. Tęsknię za jego wargami na moich, za jego dotykiem i za tym jak moje ciało reagowało na to co robił. Zaczesałam lekko już przy długie włosy do tyłu i prychnęłam.
-No co ty. Tak mi się tylko powiedziało...
-Mnie nie oszukasz Riri... Będę już iść.
Złapałam ją za nadgarstek schowany w rękawie bluzy.
-A czy ty powiesz mi czemu masz bandaż na dłoni?
Widziałam, że ledwo trzyma się na nogach ze zmęczenia. Jej ciało domagało się natychmiastowej regeneracji. A bandaż wystawał spod materiału bluzy.
-Ja... Byłam ... może później.
Wyrwała dłoń z mojego ucisku i wyszła z pokoju. Westchnęłam patrząc na zamknięte drzwi. Kiedyś byłyśmy sobie bliższe, mówiłyśmy o wszystkim, ale teraz? Czuję, że ma przede mną sekrety, nie umiem już nawet stwierdzić o czym myśli...  Gdy usłyszałam odgłos komórki podeszłam do biurka i po krótkim przeszukaniu znalazłam to czego chciałam.
Od:Xxx
 Dziś będziesz?
Rozejrzałam się po pokoju zastanawiając się i rozważając wszystkie za i przeciw. Napisałam szybko odpowiedź.
Do: Xxx
 Tak.
 Założyłam na czarny sweterek bluzę, a spódniczkę zamieniłam na tego samego koloru spodnie. Wsunęłam na nogi trampki, a do sprzączki przyczepiłam komunikator. Wychodząc z wierzy sprawdziłam ilość pieniędzy i czy w ogóle je miałam. Na niebie już pojawił się księżyc, co było normalne koło 22 godziny. Skręciłam w ciemniejszą uliczkę i doszłam do oświetlonego budynku. Założyłam kaptur na głowę, następnie pchnęłam mocno stare, skrzypiące drzwi i weszłam do środka. Zapach piwa, orzeszków i krwi. Najpiękniejszy zapach we wszystkich wymiarach.
Skierowałam się jak zawsze do najdalszego miejsca w barze omijając spoconych osiłków, harleyowców i drobnych złodziejaszków, w samym kącie pomieszczenia siedział chłopak pochylający się nad kuflem z piwem, a jego rude włosy wydostawały się spod ciemnej bluzy. Mój cel.
-Roy. -przywitałam się, siadając naprzeciw niego wołając kelnerkę w kusej spódniczce i cyckach wywalonych zza dekoltu bluzki. Tlenione, blond loki sięgały jej do ramion, a czerwona szminka na ustach była lekko rozmazana. Zachichotała patrząc na mojego towarzysza i oparła się o blat sprawiając, że jej cycki mało co nie wyskoczyły zza bluzki.
-W czym mogę pomóc? -jej piskliwy głosik uderzył w moje bębenki nieprzyjemnie. Roy chyba odczuwał to samo, bo również się skrzywił.
- Dwa kufle piwa. 
Popatrzyłam na nią spod przymrużonych powiek na co ona prychnęła i odwróciła się do chłopaka plecami. Odchodząc od nas kręciła biodrami jakby się miała zaraz wywalić na pysk.
-Co tam u Tytanów? -z kieszeni wyciągnęłam paczkę papierosów i zapalniczkę, sama zapaliłam jednego i dałam paczkę chłopakowi, który zrobił to samo.
Zaciągnęłam się dymem tytoniowym myśląc nad odpowiedzią.
-Chyba dobrze. Tak myślę...
 Nie wiedziałam co prawda co ostatnio dzieje się z członkami drużyny, ale z moich obserwacji wynikało, że było w porządku.
-Wczoraj cię tu nie było, przed wczoraj też... coś się stało.
-Siedziałam w pokoju, myślałam. Wiesz, jak zwykle...
Kelnerka podała nam kufle i patrząc na Roy'a przygryzła wargę. Zaśmiałam się, chłopak podniósł na mnie czekoladowy wzrok i pokazał mi język. Dzieciak. Wypuściłam z ust kolejną porcję dymu. Po kilku minutach nieprzerwanej ciszy, przy której spalaliśmy nasze szlugi, w końcu odezwałam się.
-A ty? Jak ci poszło? Znalazłeś ją? -chłopak od razu się uśmiechnął. Oblizał górną wargę i zgasił papierosa o popielniczkę.
-Znalazłem. -naciągnął na siebie bardziej kaptur.
-Rozpoznała cię?
-Nie. -chłopak uniósł piwo do ust.
-Zamierzasz, no wiesz... Powiedzieć reszcie? -kufel wylądował na stoliku z głośnym brzdękiem. Zerknęłam na mężczyzn, którzy grali w bilard, a jeden z nich patrzył na nasz stolik obracając kijem w dłoni.
-Żartujesz? Oni ją wpakują do więzienia. Nie zrozumieją...
Wróciłam wzrokiem do rudego i przytaknęłam chłopakowi wypijając alkohol duszkiem. Roy opowiedział co u niego, a ja co u mnie. Zwykle tak to wyglądało. Ja mówiłam co ślina mi na język przyniesie i tak samo on. Trwało to długo, już ponad rok kiedy spotykaliśmy się dosyć regularnie w tym samym miejscu. Całkiem dużo wiemy o swoich wcześniejszych życiach, o tym co lubimy, a czego nie i czego oczekujemy od przyszłość. Rozmowa jak zawsze się kleiła, ale tak jak zawsze czasem po prostu siedzieliśmy pochłonięciu naszymi myślami, ciesząc się towarzystwem, alkoholem i muzyką puszczaną w lokalu.
Patrząc na lekko znikającą już pianę na piwie myślałam o Belli. Ostatnio jej włosy stawały się jaśniejsze. Chyba zaczynała by szczęśliwa w Jump City, przy Tytanach.
-Będę się zbierać. Na razie Rachel.
 -Na razie Roy. -chłopak rzucił na stolik pieniądze za oba nasze zamówienia i wstał po czy wybył z lokalu.
Machnęłam na niego ręką i dokańczając piwo wyszłam z baru. Na dworze zaczęło padać i to bardzo obficie. Zrezygnowałam ze spaceru i po prostu przeniosłam się do mojego pokoju w wierzy.
Zdążyłam tylko zdjąć bluzę i buty, a do moich drzwi zaczęto pukać. Wywróciłam oczami.
-Anabella, nie zamienię zdania!
Chwyciłam z półki jedną z naprawionych ksiąg i pogłaskałam ją po grzbiecie.
-Em, to ja Gwiazdka... Raven...ja..
Otworzyłam szybko drzwi rudej dziewczynie i podniosłam do góry brew.
-Coś się stało? -kosmitka westchnęła i bawiąc się kosmykiem swoich kręconych, ognistych włosów szepnęła.
-Chciałabyś spędzić z nami ten wieczór?
-Przykro mi Gwiazdko, ale muszę jeszcze coś zrobić. Sami będziecie się dobrze bawić. -zamknęłam dziewczynie drzwi przed nosem i odetchnęłam głęboko. Znów chwyciłam za książkę i pogłaskałam ją, ona otworzyła się na stronie, gdzie zostawiłam zakładkę.

"Devy to bardzo stare, zaroustriańskie demony sprzed 2000 lat. Ukazują się jako cienie, kroczące za swoimi ofiarami i atakują je z zaskoczenia. Są dzikie, zwierzęce i nieobliczalne.
Demony te same od siebie nie atakują - muszą zostać wezwane. Mimo, że trzeba je wywołać, nie lubią dostawać rozkazów - mają tendencję do atakowania osoby kontrolującej. Kontrolować je można dzięki czarnemu ołtarzowi, zbudowanemu z ludzkich kości i krwi.
 Jedynym sposobem na ich zniszczenie jest zburzenie ołtarza. Można też odstraszyć je za pomocą silnego światła."

Rzuciłam książką w ścianę i pociągnęłam końcówki włosów. To nie to. Deva wytwarza charakterystyczny zapach starej krwi, którego nie czułam w barze czy na ulicy. Położyłam się na ziemi i spojrzałam na nalepione przez Belle świecące w ciemności naklejki. Motylki, gwiazdy, kotki i delfiny. Uśmiechnęłam się i mocą przywołałam do siebie kolejną książkę w grubej skórzanej okładce.
-Cielesna postać, obserwator, poczucie obserwowania... -wyliczałam warunki, a książka latała między stronami i zaznaczała je. Przymknęłam oczy czując pulsowanie w skroni.

,,Istnieje pewne rozgraniczenie między postaciami Śmierci i Kosiarza. Śmierć jest jednym z Czterech Jeźdźców Apokalipsy i jako taka odbiera ludziom życie. Natomiast Kosiarz to istota zabierająca dusze zmarłych i pomagająca w ich przeprawie na drugą stronę. Nie jest widoczny dla żywych ludzi, z wyjątkiem zwierząt lub osób nadnaturalnych np. Demony, anioły lub kapłanki oka. Posiada moc dowolnej zmiany swojej postaci. ''

-Bardzo prawdopodobne jednak nadal nie to... Ugh... Bella...
-Coś się stało? -blondynka weszła do mojego pokoju siadając przy mnie na łóżku. Spojrzałam na nią z dołu i westchnęłam ciężko.
-Nie wiem... -przekręciłam się na brzuch i wtuliłam twarz w poduszkę. Czułam się jakbym dostawała paranoi. Cały czas czułam się obserwowana, wyczuwałam obecność kogoś, nawet gdy byłam sama w pokoju, a czasem zdawało mi się, że usłyszałam jakiś szmer lub coś mignęło mi pod nogami. Nie czułam się już bezpiecznie w Teen Tower, a każdy kontakt wzrokowy z tytanami sprawiał, że czułam się osaczona jak wtedy w barze. Nawet teraz, z osobą której najbardziej ufam, której powierzyłabym wszystko co mi cenne, nie czułam się komfortowo. 
Poczułam zimną dłoń Belli na plecach, a potem jak siada bliżej mnie, najprawdopodobniej po turecku.
-Chyba... Nie czuję się już bezpieczna... -ręka dziewczyny gwałtownie się zatrzymała ale po krótkiej chwili znów mnie gładziła.
-Dlaczego? -spojrzałam na dziewczynę która wyglądała niepewnie.
-Czuje się obserwowana... Czasem widzę jak ludzie na ulicy się na mnie patrzą, jakby bez przerwy, tak strasznie długo to, to mnie przytłacza...
-Dopiero teraz? Skarbie jesteś tytanem od dobrych 3 lat, ludzie zawsze na ciebie patrzyli. Jesteś inna, wyjątkowa i potężna. Ratujesz ich przed czymś czego oni nigdy by sobie nie wyobrazili.
 Blondynka patrzyła mi w czy z lekkim uśmiechem, który troszeczkę mnie przekonał. 
-Poza tym, skarbie widziałaś się w lustrze? Wyglądasz jak trup. -zaśmiałam się z dziewczyną i przywaliłam w nią małą poduszką.
-Odezwała się opalona solarka! -spojrzałam na mleczną skórę Belli -Pamiętasz o nawilżeniu? I filtrze?
-Taaaak maamooo!- Neve przeciągnęła samogłoski z uśmiechem i położyła się na moim łóżku -Mogę dziś z tobą spać?
-Żartujesz? Będzie mi zimno! -usiadłam na jej udach tak,by nie mogła mnie zrzucić i zaczęłam ją łaskotać. -Jesteś okropnie zimna wiesz?
-Boże przestań! Jesteś okropna! -w końcu ją zostawiłam, ale nadal na niej siedziałam.
-Aww... To samo powiedziałaś, gdy się poznałyśmy. 
-Tęsknie za tymi czasami.
-Tak ja też... 


Heeej?
Idk okey to na górze to gówno z pierwszego rzędu. Nawet nie wiem czy ktoś to jeszcze czyta omg..... Pewnie nie zapomnieli wszyscy ;-; no cuuusz myślę czasem czy by tego nie usunąć...

Lily♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz